Wydrukuj tę stronę
    Dział: Historia czwartek, 24 grudzień 2020 12:52


Pierwsza polska pasterka w Neumarkt \ Środa Śląska 1945 rok

20 Comments



W tym roku mija 75. rocznica pierwszej polskiej pasterki  z udziałem polskich katolików i niemieckich ewangelików po zakończeniu II wojny światowej. Pierwsza i ostatnia  tych dwóch narodów w tym mieście.



Od razu powiem, żeby nie trzymać w niepewności. Msza święta odbyła się w kościele pw. Świętego Krzyża. Kościół pw. świętego Andrzeja - ten na dolnym  rynku - miał uszkodzony dach i sklepienie nawy  głównej - po sowieckim ostrzale artyleryjskim. Do tej pory widać skutki ostrzału na dzwonnicy – wieży. Mój ojciec, Władysław Kopacz był jednym z pierwszych Polaków, którzy osiedlili się w Neumarkt / Środa Śląska (lipiec 1945 r.). Uczestniczył też w tej mszy. A opisał to tak:

Na pierwszą polską pasterkę w naszym mieście przybyli licznie nie tylko Polacy, ale i wielu starszych Niemców. Skąd się  wzięli Niemcy? Nie wiadomo, ale przyszli. Przed naszą pasterką, o godzinie 22.00 swoją mieli niemieccy ewangelicy. Zresztą kościół należał do nich i był pełny wiernych. Również i ja / Władysław Kopacz / uczestniczyłem w ich mszy świętej, z ciekawości. O północy z kolei odbyła się tradycyjnie nasza pasterka.

Zarówno ich, jak i nasza liturgia  odbywała  się w tym samym kościele pod wezwaniem Świętego Krzyża. Niemcy wychodzili z kościoła, a my zajmowaliśmy ich miejsca. Prawdą jest i tak już pozostanie, że nasza pasterka nie bardzo się udała. Nie było polskiego księdza. Mszę odprawił   \ksiądz\  kleryk były więzień niemieckiego obozu koncentracyjnego w Dachau. Kleryk był bardzo chory. Ledwo trzymał się na nogach, pomimo tego w tym stanie zgodził się odprawić mszę. Nie miał też potrzebnych przedmiotów liturgicznych.

Pierwsza część mszy świętej – introit  - zupełnie się „nie kleiła”. Nikt nie grał na organach, bo Niemka zamknęła manuał, ale... milicjant Żółkiewicz dał sobie radę. Zasiadł przy organach i otworzył czymś klawiaturę. Próbował też coś grać. Przez dłuższą chwilę zapanowała nieprzyjemna atmosfera. Śpiew kolęd jakoś wiernym nie wychodził, gdyż ludzie z różnych polskich regionów pochodzili. Ze Śląska Górnego, lubelskiego, kieleckiego czy krakowskiego. Śpiewali trochę na swoją modłę. Dopiero – Bóg się rodzi – zabrzmiało głośno. Wszyscy obecni w kościele  śpiewali pod organy. Kleryk odprawiał swoje, a rozśpiewany kościół nie zważał na nic. Śpiewano kolędę  po kolędzie. I tak msza święta dobiegła końca.

Po pasterce milicjanci: pan Wróbel i pan Żółkiewicz uzgodnili z niemieckim księdzem obrządku rzymsko-katolickiego, że wypożyczy on naszemu księdzu - klerykowi brakujące wyposażenie do mszy świętej na wotywę. Z początku powstała mała sprzeczka, a argumentem było, że jest to kościół ewangelicki. Ksiądz dotrzymał słowa i następnego dnia msza święta odbyła się już w sposób bardzo uroczysty. Nasz ksiądz –kleryk, jak umiał najlepiej tak odprawił mszę -  do komunii świętej.

Nagle zasłabł i omal nie upadł. Służący do mszy świętej, milicjanci w roli ministrantów, szybko podtrzymali kleryka i z prośbą o pomoc lekarską odprowadzili do zakrystii. Następnie położyli do łóżka. Resztę mszy odprawił ksiądz niemiecki. Po tej niemiłej scenie musieliśmy obecnym na mszy Polakom i Niemcom wyjaśnić co się stało. Powiedzieliśmy, że to skutki pobytu w niemieckim obozie koncentracyjnym - Dachau.

To tyle co opisał mój ojciec Władysław Kopacz –  z resztą wspomnień możecie się państwo zapoznać czytając jego książkę  pt. Terra Incognita 1945 – Wspomnienia pioniera.

Dziękuję Annie i Wiktorowi Kalitom - to oni namówili mnie do publikacji wspomnień mojego ojca.                                           

Woytek Kopacz





   


Wczytywanie komentarza... Komentarz zostanie odświeżony po 00:00.
Zaloguj się aby dodać komentarz.
pozostały limit znaków.
Zaloguj się za pomocą ( Zarejestruj się? )
Nie przegap tych artykułów.