Wydrukuj tę stronę


Średzianie w podróży dookoła świata. Madera z Madeiry

Skomentuj



Niektórzy uważają, że Madera to pozostałość po legendarnej Atlantydzie. Reszta wspaniałej krainy miała zsunąć się do oceanu. Ale i tak jest czym się cieszyć. Perełka na niezbyt gościnnym Atlantyku.



Urokliwe stare kamieniczki wetknięte pomiędzy skałami i wzgórzami.  Stolica wyspy to Funchial i oczywiście tu jest centrum ruchu turystycznego. Dwie nieduże mariny osadzone w porcie, do którego wpływają wielkie wycieczkowce.

Stajemy na kotwicy, bo ciasno wewnątrz. Mamy wodę i paliwo, więc pomost nam niepotrzebny. Wierny ponton z silniczkiem na rufie woził nas do miasta i z powrotem. Aż paliwo mu się skończyło. Wiosła w dłoń i cała naprzód.

Zwiedzanie miasta i okolic najlepiej zaliczyć yellowbusem. Autobus z otwartym piętrem pozwala się skoncentrować na okolicy, bez konieczności tarmoszenia kierownicy. A jeśli załoga profilaktycznie zaopatrzyła się w buteleczkę madery, to życie jest boskie.

Madera – trunek zawsze kojarzył mi się z mocnym winem o charakterystycznym smaku. Ale dopiero tutaj można poznać różnorodność odmian. Nakosztowaliśmy się do oporu i zrobiliśmy zaopatrzenie na drogę.  Wystarczy do Włoch, jeśli wyrzucimy klucz od piwniczki. 

Jedzenie bardzo smaczne. Ceny niższe niż na Wyspach Kanaryjskich, a co dopiero porównywać z Italią. Za  5,5 euro można kupić butelkę porządnej maderki.

Ostatnie dwa dni wykorzystaliśmy do zwiedzania wyspy wypożyczonym samochodem. Zabraliśmy ze sobą naszych znajomych żeglarzy z Brazylii. Roślinność, zwłaszcza w północnej części wyspy, jest oszałamiająca. Bananowce, palmy i dziesiątki nieznanych nam krzewów nadają okolicy niesamowity wygląd.

Ceny w małych restauracjach, z dala od stolicy, uprzyjemniają obiad. Można się poczuć jak krezus.  Trafiamy na winiarnię, gdzie można spróbować lokalnych odmian madery. Za kilka euro rozbijamy bar. Szkoda tylko, że już zdrowie nie takie jak kiedyś... Ale zmierzyłbym się jeszcze raz z tematem. Jeśli degustować madery, to tylko z owocami lub miejscowym serem. Czas i sprawy gonią, więc trzeba ruszać dalej. 

Robimy zaopatrzenie na rejs. Załoga niestety okrojona, bo Daniel musi wracać na jakiś czas do kraju. Do Europy płyniemy z Jackiem. Nie przesadzamy z jedzeniem, a ponton i tak musi dwa razy obracać. Gdzie to się wszystko mieści?

Podnosimy kotwicę i na noc ruszamy w drogę. Może zdążę jeszcze złapać zasięg i wysłać relację. Jeśli nie, to dopiero po tygodniu na Gibraltarze.  Obrigado Madeira. Przed nami co najmniej 650 mil. A wiatr niestety nadal w twarz.

Do usłyszenia!

Z jachtu Venator pozdrawia

redakcję i czytelników Rolanda

kapitan Tadeusz Staniul





   


Wczytywanie komentarza... Komentarz zostanie odświeżony po 00:00.
Zaloguj się aby dodać komentarz.
pozostały limit znaków.
Zaloguj się za pomocą ( Zarejestruj się? )
Nie przegap tych artykułów.