wtorek 19.03.2024

Imieniny: Józefa Bogdana

// reklama@roland-gazeta.pl // + 48 500 027 343 //

poleasingowe pl 970 250


Średzianie w podróży dookoła świata - Senegal (cz. II)

1 Comment



[Senegal – życie, to wieczny targ] Wszystkie miejscowości w Senegalu, małe i wielkie aglomeracje, to wielkie targowiska. Każda ulica, każde rondo i skrzyżowanie obstawione są budami, stołami z towarem.



Sprzedaje się wszystko, co do życia potrzebne. Owoce, paszę dla zwierząt, koła i elementy samochodowe, mięso i produkty spożywcze. W dużych miastach są też markety ale tam robią zakupy tylko nieliczni. Pozostali zaopatrują się tu – na wiecznym kramie. Handel zamiera tylko na kilka godzin w nocy.

Produkty żywnościowe i owoce sprzedają kobiety. Tam wychowują swoje dzieci, tam pilnują kóz i owiec, tam wybierają mężów dla swoich córek. To kobiety utrzymują swój dom i są dla swoich mężów sponsorem senegalskiego 500+ . Każdy biały, to potencjalny chodzący bankomat. Możesz być pewny, że za mango, które rośnie za okolicznym płotem zapłacisz 4 razy więcej niż miejscowy. Taxi za ten sam kurs nas  kosztuje 10 000, a miejscowy jedzie z nami i płaci kierowcy tylko 2 000. I jeszcze mu wygraża policją i na pożegnanie kopie w drzwi taksówki. Wszystkie taxi są obite do granic możliwości.  To efekt jazdy w miesicie.

Wypożyczyliśmy samochód,  ale pokonanie odcinka 100 km zajęło 4 godziny . Wszyscy trąbią, owce i kozy wraz osłami tarabanią się pasem jezdni, wszędzie pełno bryczek z małymi konikami.  I dookoła stragany z owocami mango, arbuzami i co tylko tam natura stworzyła za płotem. Jeśli owoce same spadną na ziemię, natychmiast porywa je koza lub osiołek. Pasą się na tonach śmieci zalęgających ulice i  tereny wokół dróg poza miastem.  Przykry widok na tle gigantycznych baobabów.  Zatrzymujemy się za szybką potrzebą na drodze, z dala od miast i zza boababa wychodzi kilka kobiet z orzeszkami w woreczkach. Jak one tu dotarły?

Szukamy restauracji, aby coś zjeść. Mumu – przewodnik, prowadzi nas do miasteczka, gdzie jego brat ma restaurację. Prosi aby tylko nie mówić, że pił z nami alkohol, bo dla swego brata jest pobożnym muzułmaninem. Zresztą po drodze modlił się ze swojej świętej książeczki.  Ale kiedy po drodze wielokrotnie pytał o drogę poczuliśmy znajomy w Senegalu smród naciągania. Brat – Yuma to prawdziwy rastaman.

Okazuje się, że nie ma restauracji, ale zna taką co będzie nam odpowiadała. Istotnie, jest ok. Yuma zamawia, ale za siebie nie płaci. I pije piwo jedno za drugim. A Mumu tym razem tylko sok. Po drodze chłopaki walą skręty, jeden z a drugim. Nawet Daniel, choć kierowca dołącza się do kolejki. Inaczej tu się jeździć nie da. Za duży stres. Po drodze, bo Yuma jedzie z nami do Dakaru, licząc na darmową imprezę - rozmowa o złocie, podatkach biznesie. Na pytanie ile wynoszą podatki w Senegalu chłopaki (40 lat) nie wiedzą. Bo nie płacą. Tak jak wszyscy! Yuma jest rzekomo przewodnikiem turystycznym.

Szukamy jeziora, z którego wydobywa się sól. No problem. Zna to miejsce jak własną kieszeń. W rezultacie lądujemy w nocy na sawannie w koleinach na pół metra. Dookoła warczą hieny, a my idziemy pieszo po ciemku, aby odciążyć samochód. Każę w końcu ogłosić odwrót i tajemnica solnego jeziora niech zostanie dla nas nieodkryta.

Chłopaki na miejscu ciągną nas na dyskotekę, gdzie zza 500 euro można kupić żonę od brata. I potem tylko przylatywać, a ona biedzie czekać. Taki leasing. Ale ładujemy arbuzy i kokosy zakupione po drodze do dinghy i spadamy na jacht. Żadnych żon, żadnych dyskotek.

Ciągle jesteśmy zawieszeni w czasie europejskim i miejscowym – 2 godz . U nas jest druga w nocy, a tutaj dopiero północ. Chłopaki wyraźnie zawiedzeni ruszają w swoja drogę. 

Czekamy na elektronika, który być może wymieni płytki w sterowniku autopilota Garmin. Jeśli nie, to dziś po południu podnosimy kotwicę i płyniemy na Wyspy Kanaryjskie. Czeka nas 9 dni żeglugi pod wiatr, bez samosteru. Odpuścimy po drodze Mauretanię i gonimy prosto na Fuertawenturę. Staramy się oglądać mijane kraje od strony, której nie zobaczy turysta hotelowy. Jemy z miejscowymi, odwiedzamy ich domy i targujemy się do bólu. Nawet kupiliśmy maczetę dla lepszego samopoczucia. 

Ale brakuje mi już normalności, którą mamy na oceanie. Tam świat jest uporządkowany. Choć trzęsie czasem i kołysze na wszystkie burty i sen rzuca w nocy na wszystkie strony . Ale to jest nasz dom na czas rejsu. Tu jestem bezpieczny i tylko do siebie można mieć pretensje, jeśli coś pójdzie nie tak. Na lądzie jest wiele niewiadomych i od nas niezależnych.

Gdy zaczęliśmy rejs obiecałem sobie, że nigdzie się nie będę już śpieszył. I znowu wychodzi, że dałem się wpuścić w maliny, muszę gonić przez Atlantyk, bo ktoś chciał zaoszczędzić 200 zł. Ale to ostatni raz. Obiecuję.

Z jachtu Venator pozdrawia redakcję i czytelników Rolanda

kapitan Tadeusz Staniul

 





   


Wczytywanie komentarza... Komentarz zostanie odświeżony po 00:00.
Zaloguj się aby dodać komentarz.
pozostały limit znaków.
Zaloguj się za pomocą ( Zarejestruj się? )


Mam nadzieję na zmianę, bo te układy już tworzą opieszałość a cierpią na tym nawet dzieci. ...
Zgadzam się z panem Robertem w 100 procentach . Pozdrawiam 
Czy ktoś będzie w stanie zorganizować jakiś bieg w Środzie Śląskiej? Po ostatnim blamażu przydało by ...

Lokalne ogłoszenia drobne

20.02.2024 19:12 wrote:

Kupię kable płaskie podtynkowe 3x1,5 i 3x 2,5  20 rolek. Tel 500 844 143…

13.02.2024 21:00 wrote:

Rower męski trekingowy UNIVEGA modelTerreno, koła 28", rama aluminiowa, osprzęt marki SHIMANO  DEORE. Rower jest zadbany, po sezon…

17.01.2024 21:24 wrote:

Kupię działkę lub dom. Ciechów i pobliska okolica. Telefon: 724 326 164 …

05.01.2024 15:56 wrote:

Chciałbym wynająć garaż w Środzie śląskiej, nawet od zaraz. Tel. 732 557 764…

sredzianie

ekogroszek baner

Nie przegap tych artykułów.