Naiwność? Brak wyobraźni, czy szczera chęć pomocy? A może wykorzystane cynicznie zaufanie doprowadziło mieszkankę Środy Śl., panią Kamilę Jamrozik, do kłopotów.
Tak można wnioskować z wypowiedzi mamy pani Kamili, która poprosiła nas o zainteresowanie się sprawą pożyczek, które wzięła jej córka w firmie „Provident” reprezentowanej wówczas przez mieszkańca Środy Śląskiej, pana Józefa.- Jest to pan dobrze nam znany od dawna, więc mu zaufaliśmy: ja, córka i syn. Tym bardziej, że kiedyś był policjantem - opowiada mama p. Kamili.
- 3 kwietnia 2006 roku pan Józef wziął na mnie pożyczkę. Wówczas nie było mnie w Środzie Śl. Byłam wtedy na kursie w Zielonej Górze – opowiada Kamila Jamrozik. - Nie wiem, kto podpisał dokumenty, bo podpis na umowie na pewno nie jest mój. Wiedział o tym i prosił, abym tego absolutnie nigdzie nie zgłaszała. Powiedziałam, że tak dalej nie będzie i idę zgłosić tę sprawę do sądu. Obiecał, że szybko całą pożyczkę spłaci.
Pani Kamila opowiada, że nie była to pierwsza „jej” pożyczka dla pana Józefa, brana w „Providencie”.
- Pierwszą wziął 3 października 2005 r. na kwotę 1.700 zł. Powiedział wtedy, że zgubił pieniądze i nie ma skąd oddać. Podczas drugiej umowy, z 18 grudnia 2005 roku była podobna sytuacja. Tłumaczył, że ma zadłużenie za prąd w kawiarni. Wziął na mnie pożyczkę w wysokości 1.300 zł. Obiecał, zresztą przy świadkach, że wszystko bez problemu zwróci. Kłopoty zaczęły się, kiedy zaczęłam dostawać upomnienia o spłatę. Przyszła do mnie pani G., też reprezentująca „Providenta” i powiedziała, że pożyczka nie jest spłacana. Nie miałam nawet przy sobie dokumentów spłaty, gdyż pan Józef miał wszystkie u siebie. Powiedział wtedy, abym się nie martwiła, on je przywiezie. Twierdził też, że będzie sprzedawał kawiarnię, bo ma sprawę w sądzie wygraną. Nie ma więc żadnego problemu. Minęło dwa lata od tej pory i nic. Pozostało jedynie zadłużenie i odsetki.
- On tych pożyczek nie spłacił, bo niby nie ma z czego – dodaje mama Kamili. – Córka była u adwokata. Powiedział jej, że nie ma innego wyjścia, jak tylko to spłacić, a następnie wystąpić na drogę sądową z powództwa cywilnego. Gdyby był człowiekiem uczciwym, spłacałby choćby po stówie, przyszedłby też i porozmawiał, powiedział, jaką ma sytuację. A on nic. Tak, jakby sprawy nie było. Brał też pożyczki na mojego syna. A dzieci nie widziały z tego ani grosza. Dzieci często szukały go w kawiarni. Ale nigdy go tam nie było.
- Gdzie nie pójdę, mówią mi, że najpierw pożyczki trzeba spłacić. Z czego - pytam, skoro ja nie pracuję. Powiedzieli też, że pan Józef ma już tak duże zadłużenie, że nie będę w stanie od niego wyegzekwować ani złotówki - denerwuje się pani Kamila.
Skontaktowaliśmy się z panem Józefem, aby odniósł się do powyższych zarzutów. Wszystkiemu zaprzeczył. Stwierdził, że on nie brał tych pożyczek. Natomiast, co do sfałszowania podpisu na umowie pani Kamili, powiedział, że jest to podpis jej mamy. Nie zgodził się na nagranie jego wypowiedzi. Zapowiedział nazajutrz wizytę w redakcji, jednak nie przyszedł. Stąd celowo nie podajemy jego nazwiska.