Patrol w cieniu i mandat, czyli perypetie z drogówką

(OPINIA CZYTELNIKA) - Droga 94 była, jaka była - czasami jechało się szybciej, czasami wolniej. Generalnie jednak zawsze do przodu. Od czasu tzw. „remontu” na odcinku Wilczków skrzyżowanie - Wrocław, nastało małe piekiełko.

Najbardziej cywilizowany odcinek 94-ki (dwupasmówka), został zwężony do dwóch wąskich pasów, cały zaś pozostały odcinek został naszpikowany znakami wyłączającymi pobocze z ruchu drogowego, oraz znakami ograniczającymi prędkość do 60 i 40km/h.

Dziwnym trafem fragmenty drogi z ograniczeniem prędkości do 40km/h znajdują się w najbliższej okolicy zatok autobusowych, które to są ulubionym miejscem pracy policji drogowej. W czterech ich ulubionych miejscach – na obwodnicy Środy Śląskiej przy Orlenie, - w Błoniach w zatoczce autobusowej, - We Wróblowicach oraz w Wilczkowie na przystanku autobusowym odbywają się kontrole drogowe. Kontrola sama w sobie, moim zdaniem jest wskazana, ponieważ pozwala między innymi wyłapywać pijanych kierowców, piratów drogowych oraz osób poruszających się pojazdami bez stosownych uprawnień, których na drogach nie brakuje. Policjant i Policjantka, którzy zatrzymali mnie do kontroli mieli chyba odmienne zdanie na temat swoich obowiązków. Patrol stojąc „w cieniu” znaku zakazu jazdy 40km/h lub więcej wyłapywał wszystkich i karał za karygodne naruszenie prędkości (w moim przypadku była to zawrotna prędkość 75km/h), dostałem więc mandat 200 zł. oraz 6 punktów karnych. W tamtej chwili byłem zły – policja ewidentnie urządziła łapankę, ale przepis to przepis (dura lex sed lex) nie wchodziłem więc w zbędne dyskusje (chociaż znak 40km/h w opisanym miejscu to kompletna bzdura, gdy nie odbywają się żadne roboty drogowe wraz z „mijankami” i jest respektowany przez zerową cześć populacji kierowców wprowadzając tylko zamieszanie na drodze).

Mandat, który pokazałem Małżonce wywołał w niej salwę śmiechu, gdyż słowo „prędkość”, którą to tak mocno przekroczyłem była napisana dość niewyraźnie, ale jej (naszym) zdaniem zamiast przez „d” była napisana przez „t”. Był to jednakże dopiero początek moich zabawnych perypetii z policją (zakończonych dopiero w poniedziałek, ale o tym później), gdyż jakieś 30-40 minut później we Wrocławiu zobaczyłem, jak inny radiowóz będący w normalnym ruchu miejskim - bez sygnału świetlnego i dźwiękowego, nie będący więc w danym momencie uprzywilejowany, dopuścił się naruszenia przepisów ruchu drogowego, gdyż na skrzyżowaniu ul. Osobowickiej i Łużyckiej skręcał w lewo z pasa ruchu który jest przeznaczony tylko dla autobusów (1.fakt udokumentowany zdjęciem 2. Ciekawe ile ja albo inny śmiertelnik dostałby zł. i punktów za taki manewr?) – to był drugi raz kiedy tego dnia wraz z żoną śmialiśmy się tak głośno i do łez;)

Kilka dni później w niedzielę 22 lutego jadąc ponownie drogą 94 na trasie Wrocław – Środa Śląska zauważyłem (około 14-14:30) zbliżający się z naprzeciwka radiowóz (tak to ci sami policjanci, którzy wystawili mi mandat) jadący z nadmierną prędkością. Ciekawe jak to jest wystawiać codziennie mandaty za prędkość, a potem ją łamać samemu i to w tym samym miejscu? W poniedziałek 23 lutego około 10:55 stali w Błoniach w stronę Wrocławia. Jeżeli ktokolwiek będzie czytał te refleksje chciałbym go serdecznie przeprosić, gdyż w czterech w/w miejscach będę jechał nie szybciej niż 35km/h. Przepraszam.

W załączeniu:
- mandat (wyczyszczone dane prywatne ale „t” widoczne)
- zdjęcie radiowozu nieprawidłowo skręcającego (niestety, niska jakość)

(MD)