JAK TO POLAK MĄDRY PO SZKODZIE

To, o czym niżej napisano odnosi się do głębokiej świadomości tych wszystkich, którym dobro własne, osobiste i materialne nie jest obojętne.

Zacząć wypada od uwag natury ogólnej. Tak się składa, że jesteśmy robieni na szaro przez tych, którzy są mądrzejsi od nas, na co pozwala im wyuczony zawód, pełniona funkcja, znajomość przepisów i tym podobne walory. Mówiąc krótko przez tych, którzy w porównaniu z nami wiedzą lepiej o co chodzi, a nam powiedzieć nie mogą, albo im się zwyczajnie nie chce. Jest też i tak, że sami g… wiedzą. A przez to właśnie cierpimy, często już po szkodzie, już po przykrym zdarzeniu, juści po zawodzie. W „Pieśniach” J. Kochanowskiego, „Księgi wtóre” poeta pisał:

 Cieszy mie ten rym: "Polak mądr po szkodzie";
Lecz jesli prawda i z tego nas zbodzie,
Nową przypowieść Polak sobie kupi,
Że i przed szkodą, i po szkodzie głupi.

 Przechodząc do sprawy, przypomnę, że w grudniu 2009 roku miał miejsce pożar w budynku mieszkalnym w Chwalimierzu. Przykre zdarzenie, tuż przed świętami Bożego Narodzenia. Pomogła gmina, pomogli ludzie. Pytam, gdzie był ubezpieczyciel?

W częstych przypadkach, a znane to kazusy, przeważnie jest tak, że ubezpieczyciel odmawia zgody na wypłatę odszkodowania z tytułu powstałej szkody. Dlaczego? Ano z prostego powodu, gdyż wśród właścicieli oraz zarządców obiektów budowlanych panuje powszechna opinia, jakoby sprawdzenie stanu technicznego instalacji elektrycznej i piorunochronnej (znane pod nazwą „pomiary”) wymagane było tylko w momencie kontroli rejonu energetycznego w czasie przyłączenia do zasilania, a późniejsze dokonywanie sprawdzeń nie jest już konieczne. Toteż drogi czytelniku, jeśli spali ci się chałupa, to ekipa strażacko-prokuratorska napisze, że przyczyną pożaru było zwarcie wadliwej instalacji elektrycznej. I pana/panią z firmy, gdzieś się ubezpieczył, możesz pocałować. Nic tu nie da pisanie do ubezpieczyciela, straszenie sądem, a i sama sprawa w sądzie, gdyż ubezpieczyciel zawsze powie, żeś nie miał wykonanej kontroli stanu technicznego w budynku w trakcie jego użytkowania. Ktoś zapyta, a kto ma? - Sąsiad nie ma i żyje, ja nie mam i jest dobrze, mój ojciec nie miał i dziad nie miał i też było dobrze i niechaj tak zostanie na wieki wieków, amen, odczepcie się ode mnie i idźcie do wszystkich diabłów. Tymczasem przepis Prawa budowlanego (art. 62 pr.b. dla niedowiarków) jasno stanowi, że użytkowane obiekty budowlane powinny być poddawane przez właścicieli lub zarządców kontrolom okresowym. Co najmniej raz na pięć lat trzeba skontrolować stan techniczny i przydatność do użytkowania całego obiektu budowlanego, jego estetykę i otoczenie (utwardzony teren wokół niego), w tym także sprawność instalacji elektrycznej i piorunochronowej. Po takiej dopiero kontroli sporządza się protokół, który w szczególności powinien zawierać opis stanu technicznego kontrolowanych elementów i ewentualnych uszkodzeń oraz wskazywać zakres robót niezbędnych do ich usunięcia. W kolejnym przepisie (art. 70 ust. 1) stoi, że jeżeli w trakcie kontroli okresowej zostaną stwierdzone uszkodzenia obiektu budowlanego, które mogłyby spowodować zagrożenie życia lub zdrowia ludzi, bezpieczeństwa mienia lub środowiska, a szczególności: katastrofę budowlaną, pożar, wybuch, porażenie prądem elektrycznym bądź zatrucie gazem – właściciel, zarządca lub użytkownik będzie zobowiązany usunąć nieprawidłowości jeszcze w czasie kontroli lub bezpośrednio po niej. Powinien więc wykonać takie czynności, które doprowadzą obiekt do stanu technicznego niepowodującego zagrożenia. Usunięcie uszkodzeń należy potwierdzić w kolejnym protokole kontrolnym, a sporządzająca go osoba ma obowiązek przesłać kopię do nadzoru budowlanego.

Co dalej? Otóż wspomniany nadzór weźmie w łapy to samo prawo budowlane i na podstawie artykułu 93 wlepi nam mandat do wysokości 500 złotych, jeżeli nie spełnimy obowiązku poddawania obiektu budowlanego kontrolom okresowym, albo nie posiadamy dokumentów związanych z obiektem.

Ale to jeszcze nie koniec. W przypadku, kiedy olejemy zwyczajnie całą tę kontrolę i stać nas na mandat do 500 złotych, a wisi nam usunięcie nieprawidłowości i stwierdzonych uszkodzeń, które mogłyby spowodować zagrożenie życia lub zdrowia ludzi, bezpieczeństwa mienia lub zagrożenie środowiska, popełniamy wykroczenie, sankcjonowane karą aresztu albo karą ograniczenia wolności, bądź alternatywnie grzywną, którą orzeknie nam sędzia sądu rejonowego. Aby czytelnika lekko postraszyć przypomnę, że grzywnę wymierza się w wysokości od 20 do 5000 złotych. Ale są tacy, co i na taką ich stać. O areszcie nie wspomnę, bo to rzadkość, w dodatku dla skarbu państwa nieopłacalna, a ograniczenie wolności trwa tylko miesiąc i polega na kontrolowanej pracy na cele społeczne, zakazie zmiany miejsca stałego pobytu i obowiązku udzielania wyjaśnień dotyczących przebiegu odbywania kary.

To wszystko jednak bajka, kiedy spłonie nam dobytek do fundamentów, a nie daj boże przy tym ucierpi ktoś bliski. Dlatego wbijcie sobie do czaszki powyższe napomnienia przed szkodą, a nie po, bo wtedy będzie już za późno na błaganie zakładu ubezpieczeń o odszkodowanie (nawiasem mówiąc, to tak zwani agenci ubezpieczeniowi nigdy was nie informują o podobnych wymaganiach, licząc że jak wam się spali, to g… dostaniecie).

W zasadzie większość komisji opiniujących źródło pożaru przy braku protokołu z badań stwierdza jako przyczynę pożaru usterkę instalacji elektrycznej, co zamyka drogę właścicielowi do wypłaty roszczeń z tytułu odszkodowania. I cześć pieśni.

Patryk Medyński