Wychodziłem ze szkoły razem z kolegami, był pogodny słoneczny dzień, złota polska jesień 1961 r. Przed kościołem św. Krzyża, stał człowiek ubrany inaczej niż pozostali średzianie. Ówczesne władze komunistyczne nazywały tych młodych ludzi bikiniarzami, że względu na swobodę ubioru.
Przed Władysławem Żukowskim, bo tak nazywa się nasz malarz, stały sztalugi. Artysta pędzlem mieszał farby na palecie i nanosił na płótno blejtramy. Po raz pierwszy zobaczyłem jak maluje się obraz farbami olejnymi. Takie obrazki widziałem tylko w kinie (w amerykańskich i europejskich filmach), do którego mój ojciec przemycał mnie od najmłodszych lat abym zobaczył, że świat nie musi być tylko komunistyczny! Spotkanie to odcisnęło się pozytywnym piętnem. W latach 70. ub.w. sam zacząłem malować na pożyczonych sztalugach z Domu Kultury. Obecnie, jak tylko czas pozwala, zwiedzam wszystkie galerie i muzea, a te z obrazami najczęściej.
Tydzień temu poprosiłem znajomą marszandkę z „wrocławskich jatek” czy, pomogłaby wypromować średzkiego artystę – właśnie pana Żukowskiego. Pani Krystyna Kowalska wyraziła zgodę. Zatem, kto wie, co się jeszcze może zdarzyć. A nuż nasz artysta zostanie „odkryty”, jak przed laty Nikifor?
Woytek Kopacz