piątek 26.04.2024

Imieniny: Marzeny Marii Klaudiusza

// reklama@roland-gazeta.pl // + 48 500 027 343 //

poleasingowe pl 970 250

MICHAŁ GAWLIŃSKI O SOBIE I KABARECIE NEO-NÓWKA

1 Comment

Michał Gawliński kabaret Neo-NówkaTym razem w ramach cyklu naszych spotkań i rozmów z ciekawymi ludźmi z powiatu średzkiego, prezentujemy rozmowę z Michałem Gawlińskim z kabaretu Neo-Nówka.

Na spotkanie z naszym gościem umawiamy się w redakcji. Kiedy przychodzi, już po pierwszych słowach, znika bariera, jakiej się spodziewałam. Sympatyczny, otwarty i przy tym niezwykle dowcipny, tak pokrótce można opisać naszego rozmówcę. Dzięki temu nasza rozmowa bardziej niż wywiad przypominała dialog dwójki znajomych.

Niewiele osób wie, że nadal mieszkasz w Lutyni? Dlaczego zdecydowałeś się na tę miejscowość, a nie na Wrocław czy Warszawę?

Jestem już czwartym pokoleniem w Lutyni, mój pradziadek przyjechał tu pociągiem zza Buga. I tu zapuściłem korzenie. Jeździmy po całej Polsce. Co to ma za znaczenie, gdzie mam punkt startowy. Lutynia jest bardzo przyjemną miejscowością do mieszkania, więc po co to zmieniać? Poza tym tutaj nie muszę nikogo udawać. Ludzie akceptują mnie takiego, jakim jestem. To, że występuję w kabarecie Neo-Nówka nie powoduje, że jestem lepszym sąsiadem.

Jakim byłeś dzieckiem?

Byłem bardzo grzecznym dzieckiem i tej wersji będę się trzymał, a jak łobuzowałem, to w taki sposób, by inni nie widzieli. Jeśli chodzi o szkołę, to teraz nauczyciele mówią, że byłem bardzo grzeczny. Na pewno byłem nieśmiały. Występy w kabarecie są poniekąd lekiem na nieśmiałość. My jesteśmy zwykłymi ludźmi. Mamy swoje kompleksy, życiowy bagaż doświadczeń i scena daje nam oddech od tego. W kabarecie wyznajemy zasadę, że problemów nie przenosimy na scenę.

Pojawiają się zatem trudności w pracy?

Jesteśmy normalnymi ludźmi. Spotykają nas takie same problemy, jak innych. Tyle, że pracę mam nietypową, nie wezmę L4, żeby odreagować. Po prostu wychodzę na scenę, a widzowie nawet nie wiedzą, że u nas coś się dzieje. Na szczęście takie trudne sytuacje się nie zdarzają za często. Wychodzimy z założenia, że kabaret jest dla nas i dla ludzi lekarstwem. A nasza widownia daje nam sporo energii.

Jeśli gracie po dwa koncerty dziennie, jeśli jak czytałam w wywiadach sporo czasu poświęcacie na pracę, czy nie jest tak, że w którymś momencie przychodzi zmęczenie?

Przychodzi oczywiście. Zwłaszcza w takim trudnym okresie, gdy tworzymy nowy program, bo wówczas nie mamy w ogóle wolnego. Jedziemy na występy, wracamy, spotykamy się na próbach u któregoś z nas w mieszkaniu i z powrotem jedziemy na kolejne. Jest to męczące, ale na szczęście niecodziennie tworzy się nowy program, natomiast cały czas się go dopracowuje.

Ciężko pogodzić tak absorbującą pracę z życiem osobistym?

Czy ciężko? Czasami jest ciężko. Ale nasze żony musiały to zrozumieć. Mamy twarde kobiety, które sobie doskonale radzą. Dziękujemy, że mamy taką pracę, jaką mamy, bo dajemy ludziom uśmiech. Jesteśmy kabaretem. Owszem jednym z bardziej rozpoznawalnych, ale nie jesteśmy celebrytami. Czasem zdarza się, że ktoś do nas zagada, poprosi o autograf. Ale najczęściej ludzie po prostu się do nas uśmiechają. Kabaret to jest nasze oręże. Dla nas najważniejsze jest to, by bawić ludzi, żeby wychodzili z naszych występów uśmiechnięci, pełni pozytywnej energii. I dopóki będzie się nam to udawało, będziemy występowali.

A czy w chwilach zmęczenia nie tęsknisz za pracą nauczyciela w szkole?

Zawsze lubiłem uczyć. Kontakt z młodymi ludźmi, to bardzo fajna sprawa. Zawsze ciągnęło mnie do nauczania, dlatego wspieram moją żonę, która pracuje w szkole. Kiedy byłem przez rok w Lutyni nauczycielem muzyki i plastyki na czas zastępstwa, w pokoju nauczycielskim poznałem moją obecną żonę, z którą jesteśmy razem już od jedenastu lat i mamy dwie córeczki, więc jak tu nie lubić szkoły.

Jak długo pracowałeś w szkole? I co zaważyło o decyzji odejścia?

Pracowałem w trzech szkołach. W Pisarzowicach uczyłem matematyki, w Lutyni muzyki i plastyki i w Miękini fizyki. Kiedy stworzyliśmy “Moherowy program”, zwiększyła się z dnia na dzień liczba koncertów. Gdy w kalendarzu zobaczyłem, że tych wyjazdów jest coraz więcej, poszedłem do dyrekcji, złożyłem wymówienie i przeprosiłem. Na szczęście przyjęte to zostało z wyrozumiałością. Pozdrawiam przy okazji panią Zofię Miciak. Jak się okazało razem z Romkiem Żurkiem, który również uczył w szkole, złożyliśmy wypowiedzenia w tym samym dniu. Mówiliśmy później, że to był czarny czwartek polskiego szkolnictwa. Mam spory sentyment do szkoły. I gdyby nie kabaret, pewnie wróciłbym do nauczania.

Skąd fizyka medyczna? Co zdecydowało o wyborze takiego kierunku?

Ponieważ nie było kierunku fizyka kwantowa. Kiedy jeszcze byłem uczniem jedna z nauczycielek powiedziała mi, że fizyka to nie dla mnie. Weszła mi na ambicje. A poza tym przygotowania do matury wywołały we mnie taką niechęć do nauki, że postanowiłem iść na przyjemne studia, na które nie ma egzaminów wstępnych. Co ciekawe, na uczelni profesorowie, na których trafiłem, przedstawili fizykę w taki sposób, że postanowiłem zostać. Pozdrawiam przy okazji wszystkich moich profesorów, którzy mieli ze mną trudny orzech do zgryzienia.

Z tego co słyszałam, byłeś również radnym. Skąd taki pomysł? To trochę zadziwiające jak na członka kabaretu?

Lutynia jest mi bardzo bliska. Wydawało mi się, że będąc radnym można więcej zdziałać w pojedynkę. Ponad rok byłem radnym. Bardzo dużo się w tym czasie nauczyłem, zwłaszcza tego, że trzeba rozmawiać, a nie żądać. Jeżeli chce się jak najwięcej osiągnąć dla swojej miejscowości, to trzeba dążyć do tego, aby cała gmina była silna i bogata.

Jaki jest Michał Gawliński prywatnie? Podczas występów jesteście żywiołowi, otwarci i dowcipni.

Nie jestem duszą towarzystwa, nie opowiadam kawałów. Kiedy wracam z trasy mam normalne obowiązki. Koszę trawniki, pomagam w domu. Jestem zwykłym człowiekiem i tak też jestem traktowany. Fajnie, że mieszkam na wsi, mogę spędzać czas na świeżym powietrzu. Jest to fajna odskocznia od busa, w którym spędzamy dużo czasu. Zwiedziłem całą Polskę, a nie widziałem praktycznie nic poza drogami, salami, w których występujemy. Po koncertach udajemy się zazwyczaj do hotelu, a potem do busa i dalej w drogę.

Czy uważasz się za człowieka spełnionego?

Jestem szczęśliwy. Ale za człowieka spełnionego jeszcze się nie uważam. Mam nadzieję, że w życiu uda mi się jeszcze trochę osiągnąć.

Bawimy się słowem

Występujecie na scenie już szesnaście lat. W Waszych skeczach często pojawia się improwizacja. Czy to znaczy, że pomimo upływu szesnastu lat, nadal bawicie się skeczami, które nie są zamknięte w ramy i dzięki temu zaskakujecie widzów?

Musimy bawić się słowem. Mamy w ciągu roku około 150 występów. Prezentując cały czas to samo, sami byśmy się zanudzili. Gramy po dwa występy dziennie, a były czasy, że i trzy. Było to oczywiście męczące, ale kochamy to, co robimy. Jak już czujemy się pewnie w skeczu, wówczas nie ma problemu z improwizacją.

A skąd czerpiecie pomysły? Czytałam w jednym z wywiadów, że staracie się rozśmieszać, ale nie wyśmiewać. Raczej pokazywać pewne sytuacje w krzywym zwierciadle.

Skąd czerpiemy pomysły? I z czego śmieją się Polacy? To są dwa pytania których bardzo nie lubię. Jednak wraz z chłopakami odpowiedzieliśmy na nie w naszej książce „Neo-Nówka . Schody do Nieba“ . Odpowiedź jest tam schowana i trzeba szukać w zagięciach, między stronami w kartkach.

A co to znaczy wyśmiewać? Obrażać. My nie chcemy nikogo obrażać. Zarzuca się nam, że jesteśmy antyklerykalni. Uważamy, że ksiądz też jest człowiekiem. Ale nie jest to uderzenie w kościół czy konkretnych ludzi. Bardziej pokazanie naszych cech. Jak gram panią z poczty, to pokazuję stereotypową panią z poczty, a nie konkretną osobę. Pokazujemy nas, Polaków. Tematów na skecze nie brakuje. Problem w tym, jak je pokazać.

A pojawiały się występy, które okazały się niewypałami. Czy macie takie na swoim koncie?

Żadnego występu nie nazwałbym niewypałem, ale pojawiają się trudne koncerty. Do takich należała zamknięta impreza barbórkowa na Śląsku. Sytuacja była taka, że na początek wyszedł górnik, który poprosił o minutę ciszy, bo zginął jeden z górników. A następnie dodał: “A teraz wystąpi kabaret Neo-Nówka”. Do tej pory uważaliśmy, że najtrudniej gra się na firmówce, na której prezes firmy ogłasza zwolnienia grupowe, a następnie przedstawia kabaret.

A jak oceniacie swój występ w Miękini podczas Festiwalu Lata?

Kiedy występujesz u siebie, przed swoimi, to są to najbardziej stresujące koncerty. U siebie gra się zawsze najtrudniej. Chciałbyś, żeby wszystko wyszło jak najlepiej, niepotrzebnie spinasz się, a to może negatywnie wpłynąć na występ. Na szczęście na Festiwalu Lata w Miękini zostaliśmy bardzo dobrze przyjęci przez publiczność. Chociaż jak to mówi mój kolega Roman Żurek „Wszyscy jesteśmy Polakami, na pewno ktoś wyszedł niezadowolony“.

Niewiele osób wie, że jako kabaret wspieracie też akcje charytatywne?

Kabaret Neo-Nówka zaangażował się w działanie Wrocławskiego Hospicjum dla Dzieci. Już po raz siódmy organizujemy wraz z fundacją koncert charytatywny, który po raz drugi odbędzie się w Narodowym Forum Muzyki we Wrocławiu. Do współpracy zapraszamy licznych wykonawców, sami prowadzimy koncert i licytację. A dochód w całości zostanie przekazany na rzecz fundacji i jej podopiecznych. W tym roku występ odbędzie się 28. stycznia. Serdecznie zapraszamy. Bilety są jeszcze do nabycia, więc jeśli nasi widzowie czy mieszkańcy naszego powiatu mają ochotę wspomóc dzieci z fundacji, zapraszamy. Jako kabaret chcemy przekuć słowo hospicjum, które jest trudnym i kojarzy się nam z bólem i cierpieniem, na słowo pomoc. Fajnie, że dużo ludzi włącza się do akcji. W tym roku przyłączyła się również szkoła w Miękini. Chór uczniów prowadzony przez dwóch nauczycieli wraz z wokalistami z Teatru Muzycznego Capitol i Opery Wrocławskiej nagrali płytę z kolędami w ramach projektu “Dzieci dzieciom”. I znów mała miejscowość pokazuje, że można.

Pokazujemy w ten sposób dzieciom, że liczy się nie tylko nauka w szkole, ale i empatia. Bardzo często po koncertach przychodzą do nas ludzie, którzy mówią, że są po drugiej chemii, że mają raka i na naszym występie uśmiali się i że lepiej się czują. Albo, że kiedy są po lampach, puszczają sobie nasz kabaret i to jest rewelacyjne. To nam otwiera oczy, że nie potrzeba im naszego współczucia, tylko działania. To dodaje nam siły i energii do występów.

Od lutego ruszacie z nowym programem “Kazik sam w domu”. Czego możemy się spodziewać?

W naszym nowym programie pokazujemy związki małżeńskie, współczesnych mężczyzn i współczesne kobiety.

Jakie macie plany i postanowienia na ten rok?

Ruszamy z nowym programem i chcielibyśmy, żeby ten program się sprawdził, dawał ludziom dużo radości. Żeby nasze koncerty były pełne energii i zadowolenia.

Tego zatem życzymy Wam w imieniu redakcji i naszych czytelników.

Rozmawiała Iza Szczygieł Fot. A i W Kalita

Festiwal Lata 1

Festiwal Lata 2

Festiwal Lata 3

Gawlinski




Wczytywanie komentarza... Komentarz zostanie odświeżony po 00:00.
Zaloguj się aby dodać komentarz.
pozostały limit znaków.
Zaloguj się za pomocą ( Zarejestruj się? )


Ja Wam naprawde wspolczuje. Daliscie sie wciagnac w telewizyjna narracje obrzucania sie blotem przez politykow zarowno ...
Bardzo ciekawe przesłaniem widzę w Twoim komentarzu, bo jest Bóg, Ojczyzna, oskarżenia, poniżenie, nienawiść, złorzeczenie. A ...
Aleksandra Perużyńska Nowi radni Rady Powiatu wybrani!
Jak można głosować na zdrajców Polski na ludzi którzy nawołują do wojny którzy chcą odebrać nam ...

Lokalne ogłoszenia drobne

21.04.2024 10:58 wrote:

Kupię stare krajalnice do mięsa z kołem zamachowym na kolbe, wagi sklepowe oraz inne pamiątki z przedwojennych sklepów mięsnych oraz masarni. Pł…

19.03.2024 15:58 wrote:

Sprzedam mieszkanie 76,02m2 w Środzie Śląskiej przy ul. Jesionowej. Mieszkanie prawie w całości wykończone. https://www.otodom.pl/pl/oferta/mies…

20.02.2024 19:12 wrote:

Kupię kable płaskie podtynkowe 3x1,5 i 3x 2,5  20 rolek. Tel 500 844 143…

13.02.2024 21:00 wrote:

Rower męski trekingowy UNIVEGA modelTerreno, koła 28", rama aluminiowa, osprzęt marki SHIMANO  DEORE. Rower jest zadbany, po sezon…

Nie przegap tych artykułów.