MŁODY NOŻOWNIK I INNI CHOJRACY Z LIPOWEJ

Zatrzymany nożownik, powybijane okna, kradzież pieca z węglem, to tylko niektóre wydarzenia ubiegłego tygodnia mające miejsce na osiedlu zwanym "Tiburtino" przy ulicy Lipowej w Środzie Śląskiej.
A wszystko zaczęło się od konfliktu sąsiadki z sąsiadem, która wyraz „ku…wa” potrafi w pięć sekund odmienić przez przypadki tak w liczbie pojedynczej, jak i mnogiej. Mantra ta powtarzana jest codziennie od godziny mniej więcej 20.00 do 4.00 nad ranem. Słychać ją w niemal wszystkich mieszkaniach budynku, a przeplecione między owymi ku…ami nazwisko sąsiada zza ściany wskazuje, że adresowana jest do niego. Zatem nie dziwi fakt, że chłop wzywa policję, aby ta uspokoiła sąsiadkę.

Niestety, młodzi policjanci nie wiele mogą. Jak tylko nadjadą w mieszkaniu natychmiast cichną przekleństwa, rozmowy, a nawet pies czyli suka. Prądu nie ma, więc w oknie ciemno. Grzeczne pukanie do drzwi nie skutkuje ich otwarciem, a wyłamywać nie wolno. Gliniarze po krótkim postoju odjeżdżają, aby po godzinie powrócić w tym samym celu, interwencji bez interweniowania.

Sytuacja ta trwała kilka dni, aż w końcu nadszedł „dzień rencisty”. Znalazły się pieniądze na zakup trunków, po których szalona sąsiadka „poszła na całego” i w nienawistnym zapamiętaniu do sąsiada jęła podżegać współbiesiadnika do zemsty. Ten zemstę wykonał za pomocą kamienia wielkości narzutowego głazu, który wrzucił przez okno wprost na wersalkę sąsiada. Na szczęście tego w mieszkaniu w owym czasie nie było, bo gdyby tam leżał najpewniej by poległ na miejscu.

Ale na tym nie koniec. Zemsta bowiem zatoczyła szerszy krąg. Sąsiad ma bowiem młodszego kolegę. Tak więc zleceniobiorca i wykonawca zamachu również i w jego lokalu wybił okno, po czym ukradł worek węgla i… piec na węgiel, który wytargał przez okno. Niektórzy mieszkańcy mieli widzieć w czasie wybijania szyby szaloną sąsiadkę, która za pomocą inwalidzkiej kuli usuwała resztki szyby, aby łatwiej było wytargać piec i worek węgla.

Jeszcze w tym samym dniu sprawca został ujęty. Lokatorzy nie wiedzą, czy ujęto szaloną sąsiadkę, bowiem ta od dnia zemsty gdzieś się zaszyła. Wtajemniczeni mówią, że w mieszkaniu znajomego przy ul. Kościuszki. Może czeka, aż sprawa przyschnie? Plusem jej ukrywania się jest to, że mieszkańcy mają spokój. A dodam, że są w śród nich i starsze osoby, dla których spokój do dobro szczególnego rodzaju.

W drugim końcu baraku, w tak zwanej starej części, która na nieszczęście nie uległa spaleniu w pożarze, pije inna grupa. To tam w minioną sobotę odbywało się posiedzenie przy wódce, w którym uczestniczył 26-letni B. (nie podajemy nazwiska, bo został osadzony) i dwóch jego sąsiadów. Do jednego z nich zapałał uczuciem bynajmniej nieprzyjaznym. Mimo tego, K. tak garnął się do wódki, że nie zwracał uwagi na wrogą postawę sąsiada. Młody B. podczas drugiej wizyty K. ugodził go zatem nożem. Sam miał przy sobie dwa noże, z czego jeden odebrali mu sąsiedzi z innej części osiedla. Ale po co dwa, jak wystarczył jeden. Mały scyzoryk. Poszkodowanego zabrało pogotowie do średzkiego szpitala. Jego życiu i zdrowiu na szczęście nie zagraża niebezpieczeństwo, chociaż podobno przebił mu płuco. Na osiedlu mówi się, że B. wypuszczą, bo ma pono żółte papiery. Możliwe, bo nikt normalny nie uatrakcyjnia sobie spożywania wbijaniem noża w ciało współbiesiadnika.

Zniszczone i uszkodzone mienie należy do Gminy Środa Śląska. Nazajutrz po wybiciu okien gmina musiała wstawić nowe. Przy gminie funkcjonuje tak zwana Gminna Komisja Rozwiązywania Problemów Alkoholowych. Liczy ona kilkanaście osób, które coś tam mogą. A mogą na przykład osoby, które w związku z nadużywaniem alkoholu powodują rozkład życia rodzinnego, demoralizację małoletnich, uchylają się od pracy albo systematycznie zakłócają spokój lub porządek publiczny skierować na badanie przez biegłego w celu wydania opinii w przedmiocie uzależnienia od alkoholu i wskazania rodzaju zakładu leczniczego. Na badanie, o którym mowa w tym przepisie, kieruje gminna komisja rozwiązywania problemów alkoholowych, właściwa według miejsca zamieszkania lub pobytu osoby, której postępowanie dotyczy, na jej wniosek lub z własnej inicjatywy.

Ale Wysoka Komisja zainteresowana jest najwidoczniej pobieraniem wynagrodzenia, choć o sprawie zachowania się szalonej sąsiadki wiedzą przynajmniej w lokalówce i w opiece społecznej.
Gdyby ktoś pytał, czy pomoże ukaranie kobiety w trybie przepisów kodeksu wykroczeń za zakłócanie spokoju w tym ciszy nocnej, odpowiadam, że gó…no pomoże. Wszak grozi za to areszt, ograniczenie wolności albo alternatywnie grzywna. Wsadzić można maksymalnie na miesiąc. Ograniczyć wolność przez skierowanie do jakiejś roboty też. Można też nałożyć grzywnę. Jednak w tym konkretnym kazusie jest to fikcja, ładnie brzmiąca jedynie w dyspozycji jak i sankcji artykułu 51 k.w. O czym piszę, wiedzą doskonale praktycy.

Wracając do sprawy ugodzenia nożem, B. decyzją sądu na wniosek prokuratora został osadzony na dwa miesiące w areszcie śledczym. Przy czym nie otrzymał zarzutu usiłowania zabójstwa, a z uwagi na przedmiot, za pomocą którego dopuścił się czynu, a więc małego scyzoryka, postawiono mu zarzut narażenia człowieka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu w typie podstawowym, za co grozi kara pozbawienia wolności do lat trzech. Śledczy czekają na wypis poszkodowanego za szpitala. Również na inne opinie, które zdecydują o losie sprawcy.

Mieszkańcy znają nożownika z tego, że był osobą bezdomną, która pokątnie zamieszkiwała w opuszczonej komórce przy ul. Kolejowej. Gmina wyciągnęła do niego pomocną dłoń i otrzymał lokal przy Lipowej. Tam widać musiał się nudzić, skoro w tenże sposób uatrakcyjnił sobie życiorys.

Znajomy prokurator mówi, że jest to ciekawa dzielnica. Nie dopytując dlaczego tak sądzi, sam wyprowadzam wniosek prosty i oczywisty: zgromadzenie w jednym miejscu osób lubiących wypić i „pochojraczyć” zawsze skończy się naruszeniem prawa.

Patryk Medyński