- Dzień dobry! Dzwonię do Pani/Pana w związku z 15-leciem istnienia naszej firmy. Został Pan/Pani wylosowana do udziału w prezentacji urządzenia do oczyszczania powietrza… gwarantowanym prezentem jest…
Kto nie odebrał takiego telefonu? Zapewne każdy z nas i to kilkukrotnie. Zazwyczaj mniej lub bardziej bezczelnie kończę rozmowę, ale nie tym razem. Tym razem postanowiłem wypełnić zadanie szczęśliwca i udać się do jednego ze średzkich hoteli na prezentację. A ta... no cóż, brakuje słów żeby opisać ten cyrk. Spróbuję.
Na wejściu grzecznie podaję nazwisko, dostaję kupon i przy dźwiękach disco polo zostaję skierowany na „przypadkowo” niewygodne krzesła. Po krótkiej chwili bardzo miły Pan pyta czy mam ochotę na masaż? Zimny pot oblał mi plecy. Miało być czyste 02, a tu zaczynam się bać o dziewictwo. Na szczęście, chwilę po pytaniu prezenter wskazał na matę masującą. 10 minut masażu i won na miejsce. Masaż, jak masaż. Szału nie było. I teraz pierwsza sztuczka, po masażu siada się na wspomniane siedziska o komforcie toalety z XVII wieku. Taki podkład pod prezentacje.
Nadejszła wiekopomna chwila...
- Szanowni Państwo, cóż to jest za mata! Pamiętacie dwójkę dzieci uratowanych z pożaru pod Poznaniem (to tam się coś paliło?!)? Tak! Tak! To ta mata wyrwała maluchy z objęć płomieni! Mata masująca uciska mięśnie, dla Panów to nie zwykle ważne na prostatę . Dla Pań na raka Jelita – rzuca na bezdechu prowadzący.
Związek przyczynowo-skutkowy zawiesił mi procesy myślowe. A ten dalej klepie. Facet jedzie na bezdechu taką litanie, że freediverzy już by się udusili z braku powietrza. Mistrz!
Po 15 minutach przedstawienia już chcę chwycić za telefon i wybrać 112, bo liczba chorób i schorzeń wyczytanych z mowy mojego ciała to prosta droga, ba! Nie droga, autostrada do grobu! Ale zaraz, siedziałem na macie. 10 min, tak jak zalecali. Będę żył! No tak, ale tylko miesiąc, trzeba koniecznie powtarzać te zabiegi co 30 dni! Miesiąc?! Ja chcę żyć!
Mata oczywiście posiada certyfikat zdrowia (pokazany z daleka… bardzo daleka), zatwierdzona jest przez Ministerstwo Zdrowia, a projektant tego cuda w niedługim czasie zostanie wyniesiony na ołtarze. Cena? Dżentelmeni o pieniądzach nie rozmawiają. A przynajmniej, nie na tym etapie.
Zestaw składa się z maty pełnej cudowności. Wibratora po tuningu, który ratuje od udaru (już nie myślę o związku jednego z drugim, dopiero co wyszedłem z jednej pętli myślowej) i masażera stóp. Funkcji tego trzeciego nie sposób określić. Ale gdyby wynaleziono go 2000 lat temu, to on odkupiłby grzechy ludzkości. No więc ten jedyny, rewelacyjny i wyjątkowy komplet wart 18 000 (!!!) polskich złotych jest dziś do kupienia. 18 000 złotych!!! Już po mnie, tańsza jest jednak trumna, nagrobek, a i na księdza zostanie.
W międzyczasie mniej zainteresowanych pokazem, przemiły pan prosi na bok. Idą i nie wracają! A mogli kupić masażer i żyć, wychować dzieci… Tak na serio, cel tego działania jest prosty. Pozostawia się ludzi, którzy sprawiają wrażenie do naciągnięcia na cokolwiek, koniecznie na raty. „Niewygodnych” delikatnie wyprasza się z sali. Bo w tle leżą garnki, noże, maść na wszystko i lanolina. Ta ostatnia ponoć lada chwila zdetronizuje marihuanę leczniczą.
Ja zostaję! Jednak to prawda, wyglądam na mało rozgarniętego.
Po prezentacji zostaję poproszony do stolika na osobistą konsultację medyczną. Co w zasadzie jest dziwne, bo na sali nie ma lekarza. Tam dowiaduję się, że ów lekarz jest tylko i aż, trenerem personalnym. Nasz trener wyglądem nie przekonuje, bo brzuch wskazuje raczej na smakosza fast food`ów. Chroniąc oczy przed strzałem z guzika od koszuli, będącej w okolicach pasa na granicach wytrzymałości, otrzymuję radosną nowinę. Dziś jest jubileusz powstania firmy sprzedającej i w związku z tym jest mega promocja. Otóż mogę zakupić matę masującą wartą 7 990 złotych za 3 490 pln. Nie pozwalając mi zaśmiać z tej oferty, pan klepie dalej, że nie warto wydawać gotówki i sprzeda mi ten produkt w nieoprocentowanych ratach. 24 raty po 170 zł. Mózg się lasuje, istota szara obumiera z temperatury, ale za cholerę 3 490 dzielone na 24 nie daje kwoty raty za 0%. Może za krótko się masowałem?
Grzecznie odmawiam, muszę się zastanowić, dać oddech neuronom, bo te giną w lawinowym tempie. Ale nie śpimy, jedziemy dalej! Następnie maść na wszystko. Klękajcie narody! Jest Niemiecka! Jest miętowa! Jest na wszystko! 49 pln, tylko dziś za 30 zł. Yyyy, hmmm, nie, jednak dzięki! I tu zagranie warte Lewandowskiego, manewr jest genialny w swojej prostocie. Na stole leży sześć opakowań maści. Prezenter podnosi tylko TRZY i entuzjastycznie ogłasza, że to ostatnie TRZY sztuki. Pozostało 5 par na sali, więc kto pierwszy ten lepszy. Wszystkie 3 poszły od ręki!!!
Następnie wjeżdża Lanolina w płynie. Do prania, mycia szyb, głowy, naczyń i namaszczenia chorych… 19 złotych polskich, przeceniona z 39 pln. Jest dobrze, w liczbie promocji przebijają markety.
Dobry trick, pobudzamy zakupowe instynkty i sprawdzamy, kto daje szansę na podpisanie umowy kredytowej przy grubszych tematach.
W napięciu czekałem na garnki. Stoją tam w tyle, takie śliczne i błyszczące. Ponoć są tak zdrowe, tak wiele oddają minerałów do gotowanych potraw, że po czwartym rosole ugotowanym w nim, zostaje już tylko pokrywka i uszy od naczynia, wszystko idzie w wywar. Samo dobro.
Niestety, mimo dość udanego robienia z siebie materiału do naciągnia, organizatorzy proszą mnie na bok.. Tak! Tak! Tam skąd się nie wraca. Idziemy w stronę światła, w myślach sprawdzam ilość nie załatwionych spraw… i.. i tu, otrzymuję uścisk ręki, podziękowania za spotkanie + express do kawy. Taki za max 7,50 pln. No cóż wyszło, że z tej mąki chleba nie będzie. Pogonili mnie. A miały być garnki i maszyna do domowej walki ze smogiem. Szkoda, wielka szkoda.
Pamiętacie akcję „Zabierz Babci dowód” i jej cel? Jeżeli usłyszcie, że ktoś z bliskich zgodził się na taką prezentację, wyperswadujcie mu ten pomysł. Na studiach miałem techniki manipulacyjne w sprzedaży, a mimo to czułem potrzebę zakupu tych niewiele wartych produktów za tysiące. Zadawanie pytań i sugerowanie mową ciała odpowiedzi, odpowiednie eliminowanie opornych, dowartościowanie osób nieśmiałych i pozostawienie ich na pastwę ludzi, których tak naprawdę się brzydzę, ma na celu „urobienie” zaproszonych osób do zakupu.
Są różne sposoby zarabiania pieniędzy, ale ten jest dla mnie nie do przyjęcia. Tak, to prawda, nikt nikogo tam się nie zmusza do zakupów, ale zapodanie mentalnej pigułki gwałtu i zwieńczenie przedstawienia wciśnięciem zestawu za kilkanaście tysięcy złotych o wartości kilkuset, na niejasnych warunkach ratalnych… trzeba być zwyczajną świnią. Mata wyceniona na spotkaniu na prawie 8 000 zł, w sklepach on-line kosztuje około 300 złotych. Cudnej maści nie namierzyłem, jest tak wyjątkowa, że nawet Internet jej nie ogarnia. I tak wszystkie produkty są mocno przewartościowane, do kupienia na rynku za ułamek sugerowanej ceny.
Spotkanie trwające 2 godziny waszego cennego życia to karuzela absurdu. Absurdu mającego tylko jedno na celu - wmówić chęć zakupu czegoś, co jest nieprzyzwoicie drogie, niepotrzebne i na raty.
Nie polecam.
(lp) fot. zdj. ilustracyjne