OBSERWUJ
TVi ROLAND
w Google News .
“W MOIM ŻYCIU RZĄDZI PRZYPADEK” (Z cyklu: "Nasi artyści")
Z Sebastianem Zacharym, aktorem młodego pokolenia, średzianinem z urodzenia o sukcesach i porażkach, życiu zawodowym i nieco prywatnym zupełnie służbowo rozmawia Patryk Medyński.{jcomments on}
P.M.: No to jak to było z tym aktorstwem?
S.Z.: W moim życiu często rządzi przypadek. Tak było z wieloma sprawami, ale aktorstwo gdzieś tam we mnie jednak kiełkowało. Zawsze interesowała mnie scena, tyle że nie wiedziałem, czy mam być gwiazdą rocka czy filmu (śmiech). Drugą moją pasją była zawsze i jest muzyka. Pamiętam, takie zdarzenie, kiedy jakiś czas po pożarze Teatru Polskiego we Wrocławiu (styczeń 1994 r. – dop. PM) pewien znany wrocławski aktor zaprowadził mnie za kulisy odremontowanego już budynku, pokazując kurtynę, scenę, garderoby, magazyn rekwizytów, kostiumów… To mnie bardzo zafascynowało i mocno zapadło w pamięć. Pomyślałem wówczas, że ja tu jeszcze kiedyś wrócę. Tyle, że nie wiedziałem wtedy, w jakiej roli. Pamiętam doskonale ten charakterystyczny „zapach teatru”. Każdy, kto kiedykolwiek zetknął się z teatrem od kulis, doskonale wie, o czym mowa. Duży wpływ na mój wybór miał też zapewne kilkuletni pobyt w Poznaniu, gdzie brałem niejednokrotnie czynny udział w życiu kulturalnym tego miasta, poznając wielu ludzi związanych ze sztuką. Obejrzałem prawie wszystkie spektakle operowe i teatralne. Organizowałem też ciekawe wydarzenia i wystawy. Tam też po raz pierwszy zapisałem się na warsztaty teatralne, które prowadzili aktorzy Teatru Nowego.
P.M.: Jak pamiętam, wcześniej nie miałeś inklinacji do teatru...
S.Z.: Bo aktorstwo to sztuka obnażania się, w każdym tego słowa
znaczeniu! A ja byłem bardzo nieśmiałym, zamkniętym w sobie i zakompleksionym chłopakiem. Nie podobało mi się to jak mówię, jak się poruszam, jak wyglądam... Wszystko mi przeszkadzało. Ja cały czas toczyłem bój ze sobą, ze swoimi słabościami, z niepewnością, z lękiem, z brakiem wiary w siebie. Musiało minąć wiele lat, zanim nabrałem do tego dystansu. Choć do tej pory nienawidzę w sobie tych samych rzeczy. Nie mogę patrzeć na siebie, na to jak wypadam przed kamerą - dostrzegam tylko całą masę warsztatowych błędów. Proszę sobie też wyobrazić, że ja przez całe życie miałem problemy z nauczeniem się dowolnego wiersza na pamięć! Do tej pory znałem teatr jedynie jako widz. Ale chyba nigdy nie zdarzyło mi się zmienić kanału, kiedy emitowano teatr telewizji, nawet w dzieciństwie. Więc coś było na rzeczy. Inną jest sprawą, że o swoim wyborze wstydziłem się powiedzieć w domu. Temat aktorstwa był wtedy świeżo przerabiany (ciocia jest zawodową aktorką - dop. PM). Chciałem tego uniknąć.
P.M.: To dlaczego nie zdawałeś po liceum do szkoły teatralnej, PWST we Wrocławiu?
S.Z.: Prawie 20 lat temu, byłem w liceum i należało dokonać jakichś wyborów na przyszłość. W tamtych latach aktorstwo było dość niepewnym zawodem, raczej zawodem elitarnym, a nawet nie wstydzę się użyć tego określenia – czymś w rodzaju „fanaberii”. Albo się dostałeś do teatru na etat, albo brałeś jakieś „ochłapy z warszawskiego stołu” i robiłeś wszystko, aby przetrwać, żyjąc od pierwszego do pierwszego, jak większość. Wtedy nie kręciło się tak dużo seriali jak dziś, nie można było dorobić gdzieś na boku. W domu też się nie przelewało, a studiować w szkole teatralnej można tylko na studiach dziennych. To wiązało się z wynajęciem mieszkania, z utrzymaniem albo z utrudnionymi dojazdami, gdyż zajęcia w tej szkole trwają od rana do późnej nocy. Ale ta pasja we mnie siedziała i się tłamsiła.
P.M.: Wybrałeś filozofię. Filozofów ci u nas dostatek, a robić to nie ma komu...
S.Z.: Słuszna uwaga. Zacząłem studiować filozofię, bo coś trzeba było w końcu wybrać. I jak widzisz, jedno z drugim, czyli z aktorstwem się wiąże, a chodzi tu o rynek pracy, a raczej jego brak (śmiech). Dokonywanie jakichś sensownych wyborów to był dla mnie odwieczny problem. Ten brak zdecydowania odcisnął się piętnem na moim dalszym życiu. Popełniłem kilka życiowych pomyłek, no ale czasu nie da się cofnąć. Cóż, nigdy nie byłem umysłem ścisłym, jestem urodzonym humanistą. A ci generalnie zawsze mają pod górkę... Nigdy też nie pociągały mnie te
nowoczesne, odjechane kierunki: marketingi, zarządzania, „pijary” i inne „pablik
relejszyns”, które wyrastały, jak grzyby po deszczu. Nawet nie wiedziałem o czym ta nowomowa. Widziałem, jak moi znajomi na takich prywatnych uczelniach, bez większego wysiłku uzyskiwali dyplom, chyba tylko dlatego, że płacili czesne. Ja szczerze myślałem, że podobnie będzie na filozofii. Nie chciało mi się już zakuwać, gdyż z natury jestem bardzo leniwy. A tu zdziwienie. Dostałem takiego kopa... Musiałem przeczytać setki książek, mnóstwo teorii, kierunków, nurtów filozoficznych. W którymś momencie utwierdziłem się w przekonaniu, że to nie jest do końca moja bajka. Jednak trzeba było ciągnąć to dalej.
I tak trwałem w tym, nie do końca swoim, świecie. Ale może nieco dramatyzuję, bo aż tak strasznie nie było. Nie mogę powiedzieć, że to był stracony czas. Nie żałuję. Rozwijałem się intelektualnie. Na rozwój artystyczny trzeba było jeszcze trochę poczekać...
P.M.: A zatem to twoja Nemesis. Torebek tu nie zabieram jak w Przesłuchaniu Jandzie. Mów zatem jak było naprawdę...
S.Z.: Każdy młodziutki chłopiec czy dziewczynka marzy o sukcesie, sławie, ma jakichś swoich idoli. Z wiekiem napotyka na szarą ścianę rzeczywistości. I jakoś to przechodzi. Mnie nie przeszło (śmiech). Z tą filozofią to było mi wszystko jedno. Po prostu, na tym
kierunku były wolne miejsca. Skoro nie mogłem uczyć się tego, czego bym chciał – z bardzo różnych względów - to cokolwiek bym nie wybrał, to i tak nie miałoby większego sensu. Z drugiej strony był to rodzaj swoistego buntu. Takie powiedzenie “stop” temu światu, goniącego za pieniądzem, karierą, awansem, bez chwili namysłu nad sobą, innymi, nad czymkolwiek głębszym. Nigdy nie czułem się maszynką do zarabiania pieniędzy. Ja nie znam się na ekonomii, nie wiem ile dziś się zarabia. Szczerze mówiąc, nie obchodzi mnie to. Pieniądz jest dla mnie sprawą trzeciorzędną, liczy się pasja i satysfakcja. Jeśli coś robię, musi mi to dawać radość. Oczywiście na każdym kroku boleśnie odczuwam skutki tego sposobu rozumowania. Jestem poniekąd świadomym męczennikiem swojego losu. Ale przywykłem do tego. Jeśli już tak być musi, to nie będę zarabiać tych pieniędzy KROPKA Filozofia miała mi w tym pomóc.
P.M.: Wróciłeś z Poznania do Środy Śl. i co dalej?
S.Z.: Po kilku latach nieobecności wróciłem do rodzinnego domu i nie wiedziałem, co mam ze sobą zrobić. Przed wyjazdem pracowałem m. in. w fabrykach. Po powrocie leżałem więc i gniłem. W końcu sobie uświadomiłem, dlaczego mam nie robić tego, co zawsze lubiłem. Teraz nadszedł czas! We Wrocławiu znalazłem dużą agencję aktorów i statystów, i zapisałem się do niej. Byłem laikiem, bez większego doświadczenia. Tam brali ludzi na statystów i to za bardzo śmieszne pieniądze. Nie czekałem długo, po dwóch dniach zadzwonił telefon. W tej branży najważniejsze jest, aby telefon dzwonił jak najczęściej. I tak znalazłem się na planie serialu “Pierwsza miłość”. Poznałem pracę przy produkcji filmu od kuchni. Nie powiem, żeby mi się podobało. Graliśmy w plenerze, było cholernie zimno, padał śnieg. Człowiek pałętał się od drzewa do drzewa. Był to też słabszy dzień dla występujących tam aktorów. Często mylili swoje kwestie i było mnóstwo dubli. Obserwując to wszystko, sam przez dzień nauczyłem się ich ról. Wtedy pomyślałem, że stać mnie na coś więcej. Na szkołę teatralną byłem już jednak za stary, ze względu na ograniczenia wiekowe. Udało mi się za to znaleźć prywatną szkołę aktorską, którą ukończyłem z wyróżnieniem. Trafiłem na świetnych pedagogów, znanych wrocławskich aktorów oraz ludzi związanych z szeroko pojętą kulturą. Mieliśmy zajęcia z kamerą, z pantomimy, z ruchu scenicznego, impostacji głosu. Zaangażowałem się bez reszty, odnalazłem siebie i poznałem mnóstwo wspaniałych ludzi. Poznałem wiele technik gry aktorskiej. Przecież do tej pory wszystko robiłem instynktownie, na “czuja”. Oczywiście wciąż popełniam masę błędów, zdaję sobie z tego sprawę, rzadko bywam z siebie zadowolony. Wiedziałem, że dyplom prywatnej szkoły nie otworzy mi żadnych drzwi, że nie będę dostawał nie wiadomo jakich propozycji, że muszę ciężko na siebie pracować. Ale nigdy nie chciałem, by widziano we mnie tylko takiego kolejnego „bliźniaka z modnego serialu”, czy tym podobnych. Wciąż muszę udowadniać więcej niż inni, że jednak jestem coś wart. Nie chadzam na łatwiznę, zawsze zmierzam pod prąd. Z prądem płyną tylko śmieci. Obroniłem więc dyplom i zagrałem na scenie teatralnej, spełniając swoje marzenie.
P.M.: Co było przedmiotem pracy dyplomowej?
S.Z.: Przedstawienie na żywo z udziałem publiczności. Wystawiliśmy “Bal w operze” Tuwima. Sztuka niełatwa, ze względu na język. W tym samym też czasie zacząłem otrzymywać coraz więcej ciekawszych propozycji występów przed kamerą, grywałem role epizodyczne. Granie sprawia mi największą radość, którą w sobie odkryłem. Choć pojawia się też u mnie bardzo często zrezygnowanie, utrata wiary w to, co robię, pytania po co to robię. Ale zwątpienie to normalna rzecz w tym zawodzie. Należy pamiętać, by cokolwiek móc powiedzieć na ekranie, choćby “Dzień dobry”, trzeba jeszcze wygrać “casting” i spełnić wymogi producenta. Nie jest to zatem takie proste, jakby się komuś mogło wydawać. W końcu „Kultura to źródło cierpień” – jak słusznie zauważył Freud…
P.M.: A więc: “Dzisiaj wielki bal w Operze./ Sam Potężny Archikrator,/ Dał najwyższy protektorat,/ Wszelka dziwka majtki pierze/ I na kredyt kiecki bierze”... A późniejsze dokonania?
S.Z.: Po drodze zdarzyło się mnóstwo ciekawych rzeczy, ale zbyt mało czasu, by je wszystkie wymieniać. Ostatnio wziąłem udział w pewnym prywatnym projekcie teatralnym, który został zorganizowany przez małżeństwo wrocławskich aktorów - Doroty i Rafała Kwietniewskich. Wysłałem swoje zgłoszenie, odbyliśmy wstępne próby i tak znalazłem się w ich zespole. Spektakl nosi tytuł “Kobieta ze szkła”. Gram tam główną rolę. I to na dawnej scenie legendarnego Teatru „Kalambur”.
P.M.: O czym traktuje ta sztuka?
S.Z.: Opiera się na dość świeżym tekście Michała Występka - młodego wrocławskiego dramaturga i pisarza, dla którego to też był debiut. Wszyscy praktycznie byliśmy debiutantami. Autor, reżyser (bo to był jego dopiero drugi taki projekt) no i w większości my, aktorzy. To było w tym wszystkim niesamowite. Uczyliśmy się od siebie nawzajem.
O czym to jest? Hmmm... to dość trudny tekst, wielowarstwowy, wielowątkowy. Porusza wiele istotnych tematów i problemów, ale ubrany w język metafor, pozbawiony dosłowności czy iście banalnego przekazu. Znaczenia niektórych scen odkrywamy tak, jak rosyjską matrioszkę. Nie od razu. Za każdym razem, gdy czytałem ten tekst - odkrywałem w nim coś nowego. Każdy może go odczytać, tak jak chce, znaleźć w nim coś dla siebie, bo niezwykle trudno go pojąć jako całość, gdy pierwszy raz ogląda się go na scenie. Utwór napisany jest bardzo trudnym językiem, specyficznym, wyszukanym - to taka charakterystyczna cecha Michała, ma coś z Leśmiana (śmiech). Nagromadzenie takiej ilości gry słów w godzinnym spektaklu może być dla widza trudne do strawienia. Dlatego ten tekst nie jest łatwy w rozszyfrowaniu. Jeśli dodasz do tego wyszukanego słownictwa współczesne umiejscowienie akcji - to efekt jest iście piorunujący, kompletny odjazd. Rzecz więc dzieje się w szpitalu psychiatrycznym, czyli w jednym z niewielu miejsc (być może jedynym), gdzie takie sytuacje mogą się wydarzyć. Jest więc i poważnie i śmiesznie. Tekst pisany był w momencie rozgrywania się trudnych wydarzeń na Ukrainie, ja np. też i takie odniesienie do tego widzę, gdy padają kwestie: “Konglomerat bolszewicki już plasuje się u naszych bram”. Mamy różny przekrój postaci i społeczeństwa, wymieszany obraz społecznych zależności. Są jednostki silne, narzucające swoje zdanie, są słabe, poddane, są autorytety, i ktoś na miarę nieosiągalnego, złudnego ideału, do którego wzdychają wszyscy - czyli szklana kobieta. Pokazane jest jak zachowujemy się w różnych sytuacjach, zagrożeniach, narzucania czyjegoś punktu widzenia. Czy walczymy, czy się buntujemy, czy poddajemy. W tekście zarysowana jest pewna społeczność, której niektóre aspekty odnajdziemy chociażby we wspólnocie państw, jaką jest Unia Europejska. Zaczynamy tracić poczucie własnej tożsamości narodowej, wszyscy mamy stać się czymś w rodzaju ujednoliconej masy. Zwracając się do Żyda wypowiadam bardzo ważną kwestię: “Jesteś człowiekiem, tylko człowiekiem. Nikt nie ma prawa nazywać się nikim innym, jak tylko wolnym człowiekiem. Nie jesteś już Żydem, zrozumiano?!”. Nie ma Żydów, Polaków, Chrześcijan, Mormonów - wszyscy jesteśmy równi, wolni. Ale czy szczęśliwi? Każdy już musi sam sobie odpowiedzieć na to pytanie. Pytań jest wiele, autor nie daje na nie jednoznacznych odpowiedzi. Ja gram postać hrabiego Zyta Ponegrina, poruszającego się na wózku inwalidzkim. To lekko zdziecinniały, zblazowany pseudoświatowiec, z dużą huśtawką nastrojów i skłonnością do kaprysów.
P.M.: Grałeś też w teledyskach.
S.Z.: Lubię dobrą muzykę, a dobra muzyka jest bez udawania, bez mizdrzenia się do publiki, bez „puszczania oka”. Tworzona od siebie, z pasją, płynąca prosto z serca. Podobnie jak z aktorstwem. Ciągle mam buntowniczą naturę, być może dlatego najchętniej słucham cięższych gatunków muzycznych: rocka, metalu, ostatnio coraz bardziej alternatywy. Zagrałem w kilku teledyskach, m.in. słynnego zespołu “Behemoth” (ten fakt interesuje ludzi najbardziej), Illusion, a także “ZOMO na Legnickiej” z Krzyśkiem Skibą i jego zespołem Big Cyc. Mam to szczęście, że to zespoły, które znam i cenię od lat, więc to połączenie przyjemnego z pożytecznym. A możliwość osobistego poznania tak charyzmatycznych osób, jak Nergal, Lipa czy Skiba było na pewno cennym przeżyciem i doświadczeniem.
P.M.: Zdradzisz nam swoje najbliższe plany?
S.Z.: Z pewnością będę kontynuował swoją edukację w jakiejś szkole (śmiech). A na poważnie, po przerwie wakacyjnej wznowimy próby do spektaklu, który zamierzamy jeszcze wystawiać. Być może wezmę też udział w kolejnym projekcie teatralnym, tego jeszcze nie wiem. Ostatnio otrzymałem też kilka innych ciekawych propozycji, jak udział w przedstawieniu dyplomowym wrocławskiej PWST wydziału reżyserii teatrów amatorskich. Ale wszystko jest na razie we wstępnej fazie rozmów. Szukam sobie jakiegoś miejsca w amatorskich czy alternatywnych teatrach. Chciałbym się spełniać na scenie. Żywa interakcja z widzem - to interesuje mnie najbardziej. Lubię też offowe, niezależne kino - jeśli ktoś mi coś ciekawego zaproponuje - chętnie się tego podejmę. Na jesień zacznie się z powrotem coś we Wrocławiu kręcić, więc pewnie się gdzieś zahaczę (śmiech).
P.M.: A coś dla Środy Śl.? Wystąpisz u nas?
S.Z.: Jeśli tylko otrzymam jakąkolwiek propozycję, to z pewnością ją rozważę. Ale w Środzie Śląskiej prawdopodobnie niedługo pojawię się trochę w nietypowej roli - jako gość na pewnym wieczorku poetyckim, gdzie będę czytał wiersze szalenie uzdolnionej osoby, którą warto wspierać i promować. Ale szczegółów na razie zdradzał nie będę, zrobi to najpierw sama zainteresowana. Tymczasem pozdrawiam serdecznie wszystkich czytelników “Rolanda”.
* * *
SEBASTIAN ZACHARY
Z wykształcenia historyk filozofii, animator kultury/organizator imprez rozrywkowych. Współtworzył wiele wydarzeń artystycznych, wystaw, koncertów w Poznaniu i Wrocławiu. W Środzie Śląskiej był w grupie pierwszych inicjatorów muzycznego wydarzenia pod nazwą “Festiwal Solidarności”, aktywnie budując sukces tej, cieszącej się z roku na rok coraz większą popularnością, imprezy. Od kilku lat z powodzeniem realizuje swoje największe pasje, jakimi są teatr i aktorstwo w ogóle. Uczestnik wielu warsztatów teatralnych i kursów aktorskich. W 2011 r. ukończył we Wrocławiu artystyczną szkołę o profilu aktorskim, broniąc dyplom pod okiem znanej z serialu “Świat według Kiepskich” - Renaty Pałys. Występuje w serialach, filmach i teledyskach. Społecznik. Od wielu lat aktywny działacz na rzecz honorowego krwiodawstwa w Polsce (odznaczony tytułem “Zasłużonego HDK I - go stopnia”), członek zarządu średzkiego Klubu Honorowych Dawców Krwi. Postać ciekawa, barwna, ze względu na swoje dość oryginalne podejście do życia - bywa, że kontrowersyjna. Niechętnie mówi o sobie. Tym bardziej miło, że bez zastanowienia, bo się długo znamy, zgodził się na rozmowę...
Patryk Medyński
Big Cyc - "ZOMO na Legnickiej" (klip) [Sebastian ze Skibą]
- Często bywałem obsadzany do ról policjantów. Niektórzy myślą, że naprawdę nim jestem...
Miałem kilka zabawnych sytuacji z tym związanych... - mówi Sebastian.
Filmowa ekipa medyczna na planie czeskiego dramatu
"Ja, Olga Hepnarova" - Wrocław, 2014 [Sebastian drugi od lewej]
Jako mnich w fabularyzowanym dokumencie "Osiem wieków. Historia wrocławskich wodociągów",
ukazującym dzieje miejskich wodociągów od średniowiecza do współczesności
Kadr z teledysku zespołu Behemoth - "Alas, Lord Is Upon Me"
Z Adamem Nergalem Darskim na planie klipu "Alas, Lord Is Upon Me".
Zdjęcia kręcone były w kompleksie przyklasztornym w Lubiążu
"Kobieta ze szkła" - premiera
fot. Krzysztof Papierkowski 2 - scena Teatru Kalambur - 2014
Na planie serialu o tematyce wojennej rosyjskiej produkcji.
Zdjęcia kręcono we Wrocławiu
Przedstawienie dyplomowe - "Bal w Operze"
(opieka reżyserska - Renata Pałys. Tak, serialowa Helena Paździoch ze "Świata według Kiepskich"- nota bene świetna aktorka i pedagog!)
Scena z serialu "Pierwsza miłość" - odc. 1873,
w którym Sebastian pojawił się jako robotnik
W przerwie zdjęć do serialu "Pierwsza miłość" - z Mikołajem Krawczykiem (grającym postać Pawła Krzyżanowskiego)
A pewnego razu, dawno temu, był nawet jednym z "Panów - melonikarzy" reklamujących znany Bank
Z Andrzejem Chyrą (próba kamerowa) na planie filmu "DAAS"
Z Januszem Panasewiczem (Lady Pank) na planie serialu "Licencja na wychowanie"
NAJNOWSZE PUBLIKACJE:
Przerwy w dostawie prądu w powiecie średzkim…
środa 22:13 06.08.25
Odnowa Wsi Dolnośląskiej w Gminie Malczyce!
środa 15:54 06.08.25
Ulica Zielona w Miękini zostanie przebudowana
środa 15:35 06.08.25
Seniorka straciła 40 tys. zł! Uważaj na fałszywe…
środa 13:44 06.08.25
Aksiog To już pewne – rusza budowa hali sportowej przy SP nr 1 w Środzie Śląskiej! A ja się pytam po co to i na co to szkoda kasy ? W Środzie to ... Natalia Łukaszewska Trzech poszukiwanych w rękach policji – konsekwencje nieuniknione Z tym chłopakiem to fantazja ich poniosła. Byłam akurat na zakupach w Dino i widziałam wszystko, ... Padyszach Jak przebiegają inwestycje w Gminie Środa Śląska? Na podwórku przy ulicy Kilińskiego zamontowano nowe wiaty śmietnikowe - to odpowiedź na liczne sygnały mieszkańców ... |
Lokalne ogłoszenia drobne
16.06.2025 07:03 wrote:
Interesują mnie stare: Obrazy, Ikony, Srebro, Sztućce, Porcelana, Ceramika, Szkło kolor, Srebro, Platery, Stare Lampy, Lampy naftowe, Ample, Fig…
03.01.2025 17:44 wrote:
Sprzedam dom w miejscowości Wilczków gm. Malczyce, pow. 77,40 m2, trzy pokoje, w trakcie remontu, nowe okna, instalacja elektryczna i wodna, poz…
02.01.2025 09:02 wrote:
SKUP ANTYKÓW - GOTÓWKA – SPRAWDŹ ! Kupię stare Obrazy, Obrazki, Ikony, Witraże, Porcelana, Srebro, Sztućce, Zegarki, Lampy, Figurki, Rzeźby, Pła…