OBSERWUJ
TVi ROLAND
w Google News .
ZŁAPAĆ MARZENIE NA STOPA - W DRODZE DO DOMU (Korespondencja z podróży)
- Prawie już nie mamy pieniędzy, ale nie wracamy najkrótszą drogą. Chcemy wycinać tę podróż jak cytrynę. Do samego końca!
19 października dojechali do Wenecji.
- Wenecja to jeden wielki labirynt – relacjonują. – Miasto jest piękne. Ciężko tu jednak o człowieka z Wenecji. Dziewięciu na dziesięciu zapytanych o drogę to turyści. Wszystkich możliwych narodowości…
Nie planowali zostać tam na dłużej. Jeden wieczór i jedna noc. Wieczorne zwiedzanie to okazja do kilku fotografii. Wynajęli pokój w hotelu, niezwykle tani jak na weneckie warunki, i bardzo drogi jak na kieszeń autostopowicza. Szczęściem, w cenie pokoju wliczone było również śniadanie. Poranek z kawą w Wenecji pozwolił im na dobre zregenerować siły. Opowiadają o wszędobylskiej komercji w tym legendarnym mieście na wodzie. Wszędzie spotykają kogoś, kto chce im coś sprzedać. Każdy nastawiony jest na maksymalny zysk.
Słowenia
Jeszcze tego samego dnia wieczorem przekroczyli granice włoską i doszły mnie wieści, że dotarli do Słowenii. Noc zastała ich w drodze bez możliwości zorganizowania sobie noclegu. Rozbicie namiotu też uznali za bezsensowne, ponieważ Słowenia przywitała ich burzą i ulewą.
- Siedzimy na jakiejś budowie pod dachem. Są tu też robotnicy, ale powinno być ok.
Rankiem pierwsze wiadomości pełne były spartańskiego klimatu.
- Już się pakujemy i spadamy stąd. Zimno jak jasna cholera! Całą noc strasznie lało, tak że gdybyśmy rozbili namiot, to z całą pewnością wszystko by nam zamokło. Lepiej było przesiedzieć noc pod dachem i tylko zmarznąć, niż w namiocie – i zmarznąć, i zmoknąć.
- Jesteśmy w Ljublianie. Ciągle pada. Masakra po prostu. Wiesz… w języku słoweńskim pięknie brzmi słowo „dziękuję”. Mówią po prostu – hvala. Brzmi to jak – chwała. Nie potrafię tego zapisać. Kierujemy się do Wiednia. Tyle na razie z planów, a potem to się zobaczy.
Austria
Wiedeń odwiedzają już po raz drugi w historii swoich podróży. Mieli plan odwiedzenia znajomych polaków, których poznali w drodze do Maroko. Ale niestety plan spalił na panewce. Chcieli również odnaleźć znajomy hotelik na wzgórzu, w którym nocowali ostatnim razem w drodze do Chorwacji, ale okazało się, że choć hotelik ten sam, to ceny już inne. Całkiem tym razem nie do przyjęcia. Kierowca, który zawoził ich do Wiednia zauważył, że jego pasażerowie mają problem z noclegiem. Stwierdził, że dla niego taki problem to bagatela. Zawiózł ich do hotelu i zafundował im nocleg na jedną noc.
- Nie wiem jak tam w Polsce, ale my tu mamy przepiękną złotą jesień. Jesteśmy wyspani i wypoczęci. Idziemy na śniadanie. Wiednia nie będziemy zwiedzać tradycyjnie. Ale musimy się przebić przez całe miasto, więc co zobaczymy – to nasze! Kierujemy się na Węgry.
Ale, że już od dawna podróżują bez mapy dostaję zadania do wykonania.
- Nawiguj! Jak z Wiednia do Węgier się kierować? Bo my bez mapy całkiem rozkojarzeni jesteśmy. Podaj też info na temat cen na Węgrzech.
Więc znowu szukam informacji w Internecie i przekazuje im niezwłocznie.
Węgry
W krajobrazie Węgry przypominają Polskę. Choć miejscowości są od siebie bardziej oddalone niż u nas – autostopowicze zdają relację z podróży. – Tereny są tu bardzo mocno zalesione. Język ich jest nie do zrozumienia. Jedyne co potrafimy powiedzieć, to dziękuję po węgiersku. Fonetycznie brzmi to – Kosonum. Ogólnie oboje mamy wrażenie, że to raczej taki smutny naród. Nie widać w ludziach radości z życia. Egzystują tak jakby z dnia na dzień. Ale za to węgierska pizza przebiła nawet włoską.
- Jesteśmy w Gyor. W akademiku. Płacimy tutaj w forintach. Mamy pokój jak w opuszczonym szpitalu. Dobrze będzie jak duchy się w nocy nie pojawią.
- Dotąd wszystko co kojarzyło mi się z Węgrami zamykało się na talerzu z plackiem węgierskim, który chyba z resztą wcale węgierski nie jest. Druga sprawa – im bardziej na wschód tym lepsze piwo mają. Zaraz wstajemy i lecimy w kierunku Budapesztu. Prawie już nie mamy pieniędzy, ale nie wracamy najkrótsza drogą. Chcemy wycinać tę podróż jak cytrynę. Do samego końca!
- Poza swoim ogromem, Budapeszt nie zrobił na nas większego wrażenia. Nawet nie umiesz sobie wyobrazić jak bardzo można być zmęczonym…
Wypytuję, kiedy mogę się ich spodziewać. Proszę o choć przybliżony termin powrotu, a oni żartują sobie ze mnie.
- Będziemy może za rok, albo dwa…
A tak poważnie to…
– Będziemy z początkiem listopada. Zrobisz gołąbki jak wrócimy?
Zrobię! Co tylko będziecie chcieli. Będzie pachnieć domowym jedzeniem. Będzie wielkie święto, kiedy wrócicie, bo już bardzo tęsknię za wami. Nawet pies czeka, bo kiedy powtarzam przy rozmowach imię jego pani – nastawia uszy i zaczyna skamleć. Imię Ines wypełnia go tęsknotą.
- Jesteśmy rozbici namiotem gdzieś za Budapesztem. Wydostać się z tego miasta to istna katorga. Jest ciepła noc, więc tragedii być nie powinno. No i dostaliśmy mapę Węgier od kierowcy, więc już jest wszystko ok.
Następnego dnia…
- Weszliśmy do baru, żeby napić się porannej kawy. Zaraz usłyszeliśmy okrzyki – Polak i Węgier – dwa bratanki! Węgrzy przy barze postawili nam kawę i musieliśmy koniecznie i bez gadania napić się z nimi wódki. Więc chcąc nie chcąc wychyliliśmy po jednym małym kielichu. Jesteśmy w Miskolc.
Ukraina
- Tak na rozgrzewkę – to przed samą Ukrainą pierwszy raz w życiu jechaliśmy z Rosjaninem. Dogadywaliśmy się po Polsku. Dawaliśmy radę.
Na granicy okazało się, że będą czekać na przejście w bardzo długiej kolejce. Oczekiwanie sięgało kilku godzin. Ines relacjonuje, że jeszcze nigdy tak długo nie czekała na możliwość przekroczenia granicy. Już niedługo potem nasz kontakt staje się mocno ograniczony. Adaś pisze, że już są w Ukrainie. Ceny za wiadomości sms są takie jak w Maroko. Więc muszę uzbroić się w cierpliwość. Wieści nie będą przychodzić zbyt często…
- Jesteśmy w Mukachewe. Mamy nocleg za 110 hr. Sprawdź ile to jest jedna hrywna.
- Warunki nie były zbyt cudowne – Adaś zdaje relacje z klimatu noclegowni. - Było chłodno, ogrzewania nie było. Lóżko rozklekotanie, złożone z siatki do robienia ogrodzeń i przykryte pseudo materacem. Wybraliśmy najwygodniejsze.
- Masakra! Wszystko tu zajeżdża PRL - em. Znaleźliśmy prawdziwy wehikuł czasu. Jesteśmy jakby w Polsce trzydzieści, czterdzieści lat temu. Mnóstwo tu opuszczonych fabryk i pustostanów. Szaro, brudno, ziemia jakby zardzewiała. Ale za to ludzie bardzo życzliwi. Tu czas się zatrzymał. Wszystko żyje własnym życiem, obojętne na to co dzieje się w świecie. Miasta wyglądają jak przerośnięte wsie. Pstrokate ubrania Ukrainek powalają kolorami. To nie prawda, że w Ukrainie mają zły stan dróg. Według nas, to oni w ogóle dróg nie mają. Przynajmniej w naszym sposobie pojmowania tego tematu. Może dlatego tak wszyscy ostrzegają przed autostopem w tym państwie. Bo sama jazda po ich drogach stanowi ogromne zagrożenie. Ich droga międzynarodowa wygląda gorzej niż polniak ze Środy Śląskiej do Proszkowa. A kierowca w pewnym momencie zjechał z tej drogi na pola, bo tam przejazd był dużo lepszy.
- Jesteśmy we Lwowie. To przepiękne miasto choć bardzo zaniedbane. Ale ten fakt raczej dodaje mu klimatu, aniżeli ujmuje…
W mieście zakwaterowali się w hotelu. Drugiego dnia urządzili sobie długi spacer po Lwowie.
- Znaleźliśmy restauracje "Kryjówka", do której wchodząc trzeba podać hasło. Lokal stylizowany jest na ukrytą bazę żołnierzy z czasów wojennych – Adaś opowiada o lwowskich zakamarkach.
„Kryjówka” jest bardzo popularną restauracją we Lwowie. Jej wystrój celuje w klimat działalności Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów i Ukraińskiej Powstańczej Armii w czasach II wojny światowej. Lokal mieści się w piwnicy. Do złudzenia przypomina partyzancki schron.
- Wypiliśmy po setce i ruszyliśmy dalej. W centrum był pchli targ gdzie Ines znalazła swoje „skarbeńka” – Adaś opowiada z pasją. - Dwie książki Arkadego Fiedlera. Wydania z 1965 i 1971 roku. Cena była więcej niż atrakcyjna.
Potem szukali Cmentarza Obrońców Lwowa, który stanowi autonomiczną część cmentarza Łyczakowskiego we Lwowie..
- Ogólnie nikt nie chciał nam wskazać drogi, kiedy pytaliśmy po polsku. Ukraińcom trzeba było wydać „rozkaz” - wtedy pomogli. Odbyliśmy pieszą wędrówkę po cmentarzu. Zapaliliśmy znicze…
Kierunek - Polska
- Drugiego dnia, po wydostaniu sie z miasta kierowaliśmy się w stronę polskiej granicy – Adaś kontynuuje opowieść. Przez ponad dziesięć tysięcy kilometrów napisał do mnie zaledwie kilka zdań, a teraz gęba mu się nie zamyka.- Zaczynało się ściemniać, więc złapaliśmy na stopa autobus.
- Dzień dobry, ile kosztuje dojazd do Lutska?
- 30uhr za osobę.
- ... mam 17uhr, gdzie dojedziemy za tyle?
- ... wsiadajcie...
I tak dotarliśmy do Lutska.
Uznaliśmy za bezsensowne szukać noclegu, który może nas kosztować ok 100uhr. Zdecydowaliśmy się do granicy dojechać pociągiem. W znalezieniu stacji kolejowej pomogła nam Ukrainka imieniem Natalia. Pociąg do naszego celu mieliśmy o godzinie piątej rano, więc trzeba było przeczekać pięć godzin na dworcu. Ines nie wiele myśląc, rozłożyła się na karimacie na dworcu, a ja czuwałem i pilnowałem „obozu’. W końcu przyjechał pociąg i ruszyliśmy. W pociągu zasnęliśmy oboje, przez co dojechaliśmy jedną stację dalej niż pozwalał nam kupiony bilet. Tam konduktor wyrzucił nas z pociągu.
I złapaliśmy stopa do Chełmu. Trzy godziny stania na granicy, makabra.
Warszawa
Zdecydowali sie wrócić przez Mińsk Mazowiecki i zobaczyć Warszawę. W Mińsku zakwaterowali się u ciotki Adasia, która od dawna już zapraszał ich do siebie. Po niedługim odpoczynku wybrali się wreszcie do stolicy. Zwiedzanie zaczęło się od Pałacu Kultury. Następnie postanowili zobaczyć warszawską starówkę. Kolejny punkt to Łazienki.
- Starówka warszawska to w sumie nic ciekawego – relacjonują. – Ładniejsza i mniej turystyczną mamy we Wrocławiu. Za to Łazienki to jedno z ładniejszych miejsc w tym mieście.
Następnie przyszedł czas na wizytę u Warszawskiej Syrenki. Szukali jej ponad godzinę.
- No i znaleźliśmy - o co tyle szumu? Nie wiem…
Odnoszę wrażenie, że Warszawa nie zrobiła na nich większego wrażenia…
Czwartego listopada, późnym wieczorem, po trzech miesiącach nieobecności wrócili do domu. Wieczór był za krótki, żeby opowiedzieć o wszystkim. Dostałam cudowne prezenty z podróży. Okrągłe grafitowe kamyki z Maroko, muszelki z Portugali i olbrzymie muszle z Hiszpanii. Widokówki z Afryki…. Ale najbardziej cieszyłam się, że oboje wrócili. Cali, zdrowi, opaleni, szczęśliwi….
Aneta Ormańczyk
Poprzednie odcinki podróżniczych przygód znajdziecie w zakładce LISTY/OPINIE
Blog i strona na Facebooku:
https://www.facebook.com/nieustanne.wedrowanie
http://www.nieustanne-wedrowanie.blogspot.com/
NAJNOWSZE PUBLIKACJE:
Powiat Średzki i Dolny Śląsk – wspólna wizja…
piątek 15:53 22.08.25
Przed nami piłkarski weekend!
piątek 15:22 22.08.25
Nowa sieć wodociągowa na kilku ulicach w Miękini…
piątek 14:45 22.08.25
BERGER Bau wybuduje ogólnodostępną halę sportową…
piątek 12:38 22.08.25
Aksiog Rusza odbudowa drogi Brodno–Lipnica. Umowa podpisana Może p.burmistrz zamiast wszystko podpisywać co jej dają to niech zaje sie czymś dla.dzieci i młodzieży ... Aksiog To już pewne – rusza budowa hali sportowej przy SP nr 1 w Środzie Śląskiej! A ja się pytam po co to i na co to szkoda kasy ? W Środzie to ... Natalia Łukaszewska Trzech poszukiwanych w rękach policji – konsekwencje nieuniknione Z tym chłopakiem to fantazja ich poniosła. Byłam akurat na zakupach w Dino i widziałam wszystko, ... |
Lokalne ogłoszenia drobne
16.06.2025 07:03 wrote:
Interesują mnie stare: Obrazy, Ikony, Srebro, Sztućce, Porcelana, Ceramika, Szkło kolor, Srebro, Platery, Stare Lampy, Lampy naftowe, Ample, Fig…
03.01.2025 17:44 wrote:
Sprzedam dom w miejscowości Wilczków gm. Malczyce, pow. 77,40 m2, trzy pokoje, w trakcie remontu, nowe okna, instalacja elektryczna i wodna, poz…
02.01.2025 09:02 wrote:
SKUP ANTYKÓW - GOTÓWKA – SPRAWDŹ ! Kupię stare Obrazy, Obrazki, Ikony, Witraże, Porcelana, Srebro, Sztućce, Zegarki, Lampy, Figurki, Rzeźby, Pła…