Piszę do Państwa, aby przedstawić jak wyglądają badania na Covida. Może zacznę od początku. W sobotę 22 stycznia poczułem się źle, miałem problem z oddychaniem i wysoką gorączkę. Pomyślałem, że na pogotowie zapewne długo będę czekać, więc o własnych siłach pojechałem z żoną do Środy Śląskiej, do dawnego szpitala, żeby sprawdzili co się ogólnie ze mną dzieje.
Jak zajechałem na miejsce Pani wzięła mój dowód, spisała dane i telefon. Co najlepsze, na sam koniec zapytała po co tam przyjechałem i stwierdziła, że mam wracać do domu. Odpowiedziałem - ok, ale mam problem z oddechem i proszę udzielić mi jakiejkolwiek pomocy. Pani powiedziała żebym wezwał pogotowie. Odpuściłem i wróciłem do auta.
Zrobiłem źle, bo naraziłem swoje życie, ale wróciłem do domu. Przeszło mi po jakimś czasie i poszedłem spać. Na drugi dzień dowiedziałem się, że mam kwarantannę i jestem zgłoszony na badania na Covid, w poniedziałek rano w Środzie Śl.
Stwierdziłem, że pojadę jak już muszę. Przez weekend zeszła mi gorączka i odpuścił kaszel. Wczoraj z rana pojechałem na badania do mobilnego punktu i okazało się, że nie obowiązuje godzina, na którą miałem się stawić, tylko kto przyszedł pierwszy. Zadzwoniłem do sanepidu do Wrocławia i opisałem całą sytuację. I co usłyszałem? - Jak Panu nie pasuje, proszę jechać sobie do domu.
Stałem na mrozie od 7.30 do 12.00 i wróciłem z gorączką. Byłem ponad 50 w kolejce do badania, w międzyczasie przyjmowano dzieci, poza kolejką, a i za mną ustawiała się spora grupa osób. Zapytałem ludzi czy tak jest codziennie. Usłyszałem, że zgłaszali problem w starostwie i na policji, ale na razie nic się nie zmieniło.
Czy tak mają wyglądać badania w czasie pandemii? Dodam, że dalej nie mam leków i się męczę, bo czekam na wyniki, które mają być dziś o godz. 12.00. W jakim my kraju żyjemy?
Przemysław Szwedo z Malczyc