Kiedy stwierdził, że nas już nie dopadnie to dał nam kopa w d.. Dosłownie wypluł nas z cieśniny gibraltarskiej. Z wiatrem ciągnęliśmy pod 10 węzłów. Za winklem afrykańskim odbiliśmy na południe i zgodnie z prognozą kierunek wiatru się zmienił na niekorzystny. Ale po dwóch dobach niezwykle spokojnej żeglugi, ale wolnej, przyszły wiatry północne. I tak to się płynie.
Załoga to trzech panów w wieku dojrzałym, ale jeszcze nie średnim - jeden ciągle na wydaniu. Opływanych. Nikt takich na kolejności wacht nie oszuka, jak również na ilości butelek wina w piwnicy jachtowej. Jacek wachtuje od 23 do 1 w nocy, Tadzia od 1 do 4. Wiesław od 4 do 7. I tak cały tydzień. A w dzień ten stoi na pokładzie, który nie zdążył się schować. Jacuś kucharzy, autor dba o część kulturalno - oświatową załogi – audobooki. Pozdrawiamy Kasię Bondę!!! Wiesław próbuje łapać radio Wolną Europę, aby poznać wyniki wyborów. Czasem jakieś delfiny, raz orki, a głównie statki i kutry rybackie "uprzyjemniały" nam życie. Nudy. Ryby brały słabo, a jak już wzięły to coś do pyska, to się zerwały tuż przy jachcie. Zawsze z blachą za 12 eur. Jedna spierdzieliła przez dziurę w kasarku.
W sobotę już wypatrzyliśmy lanzarote. Na stół poszło najdroższe wino za 2,3 eur. Jest okazja. Ląd na horyzoncie. Rok temu też tu się kręciliśmy. W nocy dobijaliśmy do Puerto Calero. A tam jedno takie miejsce z białą ławeczką. Ale to tylko ja wiem co to za miejsce. I Ania.
Już wiemy, kto w kraju rozdaje karty w grze zwanej Polska. Znów dostaliśmy same płotki. Ale ludożercy się cieszą. Wszystko będzie za darmo!!! Praca jest dla frajerów. Olać ją.
Nazajutrz zbieramy się i płyniemy do Puerto Carmen. Tam mamy dużo przyjaciół. Organizują nam postój w porcie, raczej takim zamkniętym dla obcych. W tym tygodniu wyciągniemy "Venatora" z wody . Oczyścimy go z małży, glonów i przebytych kilkunastu tysiącach mil. Czeka nas daaaaaleka droga. Wyspy Zielonego Przylądka, Brazylia, Argentyna , Horn...
Póki co zajadamy obiad kanaryjski w La Chalana u Amado i Kasi, nazajutrz gołąbki i wielkiego schaboszczaka z kością u Ani i Łukasza w la Polaca – nowa polska restauracja. Rodaków spotykamy na każdym kroku. I wszyscy mówią, że są spakowani i już na zawołanie Wodza zaraz wracają do kraju... tylko nie wiedzą jeszcze, którego.
Rozpolitykował się kapitan. Przejdzie. Przeżyliśmy komunę i to przeżyjemy. Najwyżej za granicą. Odprowadziliśmy Wiesława na samolot. Na pożegnanie zademonstrował pokaz otwierania szampana meczetą. Naprawdę! Jak Kmicic szablą. Jutro z Jacem też popróbujemy, ale na tańszych egzemplarzach.
Po kilku dniach oczekiwania na wolny slip podejmujemy decyzję o powrocie na 10 dni do kraju. W Środzie Śl., w Parapolu, impreza firmowo - urodzinowa. Duża feta. Jest też co świętować. Okrągłe urodziny szefowej, 30 lat firmy etc... W hotelu Serai zbierze się załoga firmy, kontrahenci z kraju i zagranicy, trochę najbliższej rodziny, przyjaciół i żeglarzy. Nie mogę zaryzykować spóźnienia, więc lecimy via Berli do domu. Wrócimy niedługo i wytargamy jacht na ląd.
Pozdrawiam Redakcję i Czytelników
kpt. Tadeusz Staniul