Mają Polacy w mentalności swojej grodzenie się od wszystkich i wszystkiego w ten to jedyny sposób podkreślając własną, ze świętą własnością scementowaną własność prywatną. Od tej państwowej tym inną, że niezależną i osobiście przypisaną choćby nawet do wspólnoty jako współwłasność w tak zwanych częściach ułamkowych.
Grodzą się nuworysze stawiając parkany, płoty i mury, grodzą celebryci od paparazzich i ciekawskich oczu łakomie spozierających na ich dobra materialne i osobiste. Grodzą związkowcy Sejm płotem barykady i łańcuchem godnym psa rasy amstaff a przy tym jeszcze deską okładają właścicieli tymczasowych owego Sejmu, czyli osłów (przepraszam za literówkę).
Jakżeby inaczej, gdyby nie grodziła za przykładem innych średzianka pani Jadzia, znana z grodzenia własności terenu spółdzielni czyli jej podwórka, stawiając ręką budowlańca pionowe rury złączone łańcuchem spiętym kłódką.
Innym wara od tak zagrodzonego, poznaczonego spływającym z czoła słonym potem robotników stawiających tę zacną barykadę!
I niczym Juliusz Konstanty Ordon bronił onegdaj Warszawy przed Ruskimi, tak pani Jadzia broni skrawka poznaczonej potem ziemi przed obcym elementem, tym bardziej groźnym, że uzbrojonym w samochody, których stawiać na własnym podwórku nie pozwala. Jej to wola, orędowniczki spokoju, tolerancji i uśmiechu na twarzy.
Atakowana flanką północną grodzonego podwórka odpiera atak argumentem siły – decyzją władz miasta, zezwalającą na grodzenie.
Miejsce obrony znajduje się w centrum miasta, w przestrzeni publicznej, gdzie budynek spółdzielni „Incogum” sąsiaduje z innymi podwórkami. Na nich to mieszkańcy parkują swoje samochody, którymi po zagrodzeniu prawie niemożność wyjechać do pracy, czy dziecko do szkoły odwieźć. Nie sposób, aby w pożodze wóz bojowy dzielnej straży ogniowej przecisnął się przez dwa słupki, które rozłupać by trzeba, aby zagasić pożar gorejący od strony czterech podwórek. Może i kto z okna wyskoczyć, nogi połamać i też ratunku nie dozna, bo służby zdrowia nie stać na wożenie w karetkach łomów, pił tarczowych do cięcia łańcuchów i innych akcesoriów godnych włamywacza. A i lekarz nie skory do ślusarskiej roboty, bo ta nie mieści się w usłudze refundowanej.
Mamy dziś prymat własności prywatnej nad niedawnym prymatem własności uspołecznionej. Ale, jak w każdym cywilizowanym państwie prawa i ta doznaje ograniczeń. Czym jest własność, definiuje kodeks cywilny, w którym stoi definicja następująca: „W granicach określonych przez ustawy i zasady współżycia społecznego właściciel może, z wyłączeniem innych osób, korzystać z rzeczy zgodnie ze społeczno-gospodarczym przeznaczeniem swego prawa, w szczególności może pobierać pożytki i inne dochody z rzeczy. W tych samych granicach może rozporządzać rzeczą”.
Tu zwrócić należy uwagę na dwa elementy: zasady współżycia społecznego i społeczno-gospodarcze przeznaczenie prawa. I tylko w tych granicach dozwolona jest możność dysponowania własnością. Poza nią własność nie korzysta z ochrony prawa.
Pani Jadzia grodzi, bo jak uznała to się jej godzi, z czym nie sposób się nie zgodzić. Jednak jak uznać ową decyzję gminy, która godzi się na grodzenie przestrzeni publicznej nie bacząc na służebności gruntowe, w tym służebność drogi koniecznej? Czy taka droga jest i którędy prowadzi? – Niech nas decydent poprowadzi.
Patryk Medyński