Ze zdumieniem obserwuję, co od dłuższego czasu ma miejsce we władzach powiatu. Wybrałem się na ostatnią sesję Rady Powiatu, aby ujrzeć jak radni szczytują przed i w trakcie głosowania o odwołanie starosty średzkiego, Sebastiana Burdzego.
Napięcie wyraźnie po owym szczytowaniu, jak to przeważnie po szczytowaniach bywa, opadło. Burza braw rozległa się w sali obrad, a ojcowie i teściowie starostów szczytując już wyraźnie z wypiekami na twarzy, klaskali na stojąco.
Dlaczego do tego doszło? Dlaczego pomimo wielu głosów o egzotycznej koalicji (jedynej chyba w Polsce) PO z PiS-em w powiecie średzkim, którą panowie starostowie chcą utrzymać za wszelką cenę (à propos określoną w konkretnym pieniądzu), trwa taki układ? Poszedłem po raz pierwszy w kadencji tej rady na sesję i byłem świadkiem przedstawienia lepszego od scenariusza pisanego przez kabareciarzy. Nieudolność, partykularne interesy i pomówienia, bo jak inaczej można nazwać wniosek o odwołanie starosty (pierwszy dla jasności, bo były dwa) złożony przez jego zastępcę?
Siedzę w trakcie sesji obok Julka Honca i obaj mocno zachodzimy w głowę, o co w tym wszystkim chodzi. Julek pyta radnego Pawła Zakrzewskiego, ale on tylko rozkłada ręce. Ot, radny bardzo w temacie. Darek Maciejewski podchodzi i pyta się, dlaczego nie napiszemy o interesach radnego Zakrzewskiego, skoro cytujemy na naszych łamach ów wniosek, w którym wspomniano o interesach prowadzonych przez niego i jego żonę. Stasiu Wicha na kilka godzin przed sesją twierdzi o dużym prawdopodobieństwie, wręcz graniczącym z pewnością, że starostę, a co za tym idzie także i zarząd, odwołają. Jednym słowem: srały muchy będzie wiosna panie sierżancie.
Ktoś bardzo mądry powiedział kiedyś, że ludzi trzeba nie tylko słuchać, ale jeszcze słyszeć. Tego Wielkiego Polaka, od trzech lat już z nami nie ma. Jest za to ta mądra nauka, której nikt nie bierze poważnie. Dlatego doszło, do czego doszło. Wiele osób spoza naszego powiatu pytało mnie wiele razy, co się u nas wyprawia. Wstyd mi wyjaśniać im meandry takiej a nie innej polityki, jaka panuje w umysłach włodarzy powiatu. Można już chyba tylko z uporem maniaka ojca dyrektora oraz niejakiego Jerzego Roberta Nowaka i oczywiście za panią doktor z Radia Maryja do spółki, powtarzać, że rządzą nami Żydzi i masoni. Przy okazji dodam, że podczas sesji pani doktor Kaczorowska zapytała się o likwidację oddziału wewnętrznego w szpitalu.
- Mam pytanie do pana starosty. Z tego, co mi jest wiadomo, jest kryzys personalny. Nie wiem, z jakiego powodu zamknięty jest Rentgen i jest to duże utrudnienie pracy. Nam istnienie szpitala jest niezbędne. Zamknięty został oddział ortopedyczny, teraz słyszę o likwidacji interny, więc obawiam się, że szpital kawałek po kawałku zostanie zamknięty. I to z jakichś niejasnych przyczyn.
Starosta odparł, że udzieli odpowiedzi na piśmie. Pisaliśmy, że prezes Oćwieja chce w miejsce interny powołać zakład opiekuńczo-leczniczy, który przez panią doktor został określony jako „hospicjum”. Z pomocą bożą i namaszczeniem toruńskiego ojczulka będziemy więc godnie umierać. W tym czasie Żydzi i masoni podzielą się pieniędzmi z NFZ-etu. A o zamknięciu Rentgena nawet nie wspominam, bo Wilhelm bodaj od lutego 1923 roku leży na cmentarzu w Monachium. O zamykaniu pierwiastka z kolei chemia milczy. Prawda jest taka, że jak do tej pory nic nie zostało zamknięte. Czy szpital będzie w Środzie istnieć, zależy tylko od 17 radnych siedzących przynajmniej raz w miesiącu w sali obrad. A ci zainteresowani są utrzymaniem posad, mandatów i czynieniem sobie niepojętych przez nikogo „uprzejmości”.
Mamy nadzieję, że Oćwieja i bez nich sobie poradzi, bo cokolwiek o zarządzaniu wie, w przeciwieństwie do większości radnych. Z kolei pytania o kondycję służby zdrowia są tak zasadne, jakby do dziwki mieć pretensje, że nie jest dziewicą. Co też niewątpliwie wiąże się, na szczęście, z nie zlikwidowaną jeszcze ginekologią.
Radnym należy uświadomić, że jak się ma psa to ma się także i pchły, czyli problemy dotyczące zwykłych mieszkańców, którzy potrzebują mieć szpital, szkoły i jeździć po normalnych drogach, a nie tylko załatwiać własne interesy - głównie w budownictwie i rolnictwie. A już pożałowania godnym jest, że jeden z radnych z gminy Miękinia, za miejsce pracy dla żony, będąc za a nawet przeciw odwołaniu starosty i zarządu, obiecywał swój głos. Jak ostatecznie zagłosował? Chyba wynik, mówi sam za siebie.
Ot i cała polityka. A jeśli taką chce uprawiać większość radnych i utrzymać obecny status quo, to nie pozostaje mi nic innego, jak od czasu do czasu wyraźnie nazywać ich czyny po imieniu.
Patryk Medyński