Napisał Kazimierz Kutz swoją pierwszą powieść o Śląsku, którą wypożyczyłem z naszej średzkiej biblioteki. Udana i składna proza opowiada o Śląsku, skąd pochodzi znany reżyser takich filmów jak: „Sól ziemi czarnej”, „Śmierć jak kromka chleba”, „Krzyż Walecznych”, „Perła w koronie”, „Pułkownik Kwiatkowski”.
Książka mi bliska, traktująca o ziemi, na której i ja się urodziłem, tuż za rzeką Brynicą w czerwonym Zagłębiu, tudzież w Będzinie nieopodal Sosnowca. Bo pamiętajcie, że Śląsk był zawsze czarny, a Zagłębie czerwone. To potargana przez zaborców Polska stworzyła tam etniczną enklawę ludzi, którzy w mundurach Werhmachtu uciekali do armii Andersa, by walczyć o Polskę i ginąć pod Monte Ciasno. To ludzie, którzy podpisywali volkslisty I, II, i III kategorii, i którzy byli na przemian to polonizowani, to germazinozwani, a to ich car rusyfikował i tak w kółko. Zagubieni tożsamością Ślązaki, gnębieni po wojnie przez urząd bezpieczeństwa publicznego, gdyż brali udział w trzech kolejnych Powstaniach Śląskich, a później w plebiscycie.
Walorem pierwszej powieści Kutza jest gwara śląska, zrozumiała dla czytelnika nie stamtąd, gdyż na marginesie autor objaśnił słowa niezrozumiałe. I tak już na wstępie czytelnik zapoznaje się ze słowem „franzolić, co li tylko tłumaczyć należy jako pierdolić i ględzić. Zaś powieść zaczyna się od słów: Odbiył mi dekel, chyba mom ptoka i nyi wiym, jak pisze się książka. Ida na to, ale niy byda chciał nikogo zbawić ani za dużo franzolić o złym losie.
A dalej jest dramat zrozumiały dla czytelnika, o losach śląskich rodzin z Roździenia, Rokintnicy, Szopienic (gdzie autor się urodził) i tych pomniejszych osiedli, które obecnie należą administracyjnie do Katowic. A tam kopalnie i huty, ziejące wyziewami cynku, ołowiu i stali, obracające do nie niedawna pola uprawne, które to wyziewy zaprawiły ziemię o marskość. Tam krajobraz familoków*, futryn zielenią malowanych, gdzie ceglane schody wiodą do lokali oświetlanych dwudziestopieciowoltową żarówką u powały, świeconą rannym brzaskiem kiedy hajer ciskał na gruba*.
Polecam z serca opowieść o lekarzu Lucjanie, o jego kolegach i rodzinie. Polecam „zabielononą wapnem gazetę” z kartą maszynowego papieru gdzie stał wiersz, zaczynający się od słów:
„Słowo jak chleb
- w bólach długich nocy i dni”…
Książka, Kazimierza Kutza, pod tytułem „Piąta strona świata” jest w naszej Bibliotece w Środzie Śląskiej do wypożyczenia. Polecam.
Patryk Medyński
*„chybo mom ptaka – typowe porzekadło, które w prostym tłumaczeniu brzmi: uderzyło mi do głowy, albo zwariowałem.
* familoki – budynki zazwyczaj jedno, czy dwupiętrowe z cegły, budowane dla robotników. Z nich m.in. Giszowiec i Nikiszowiec w Katowicach, obecnie zabytkowe osiedla.
* gruba – kopalnia.