Dziś w godzinach rannych w Powiatowym Urzędzie Pracy miała miejsce rekrutacja do nowo powstałej amerykańskiej fabryki wybudowanej za Komornikami.
Dzielnie stawiło się około 20 osób, którym bohatersko zaproponowano pracę na dwa stanowiska: sprzątaczki, która miałaby sprzątać kilometry wykładzin, a w między czasie służyć jako kucharka czy też pomoc kuchenna wydająca obiady. Porażająca była stawka, zaproponowana przez kontrahenta: cztery złote i osiemdziesiąt groszy – brutto, co daje po odliczeniu 19% podatku trzy złote i osiemdziesiąt groszy!
O dalszych odliczeniach na fundusz pracy, ubezpieczenie zdrowotne nie wspominając. Zaproponowali też, że po dwóch miesiącach rzetelnej pracy dadzą pięć złotych brutto, a później nawet i sześć złotych.
Pracownik musi być jednak dyspozycyjny, nie może korzystać przez ten czas z żadnych urlopów. Praca jest sezonowa, bo tylko do grudnia.
Obiady do nowego zakładu mają być przywożone. Przez kogo? Podejrzewam, że przez pracowników znanego z zatrudniania na czarno wszystkich bez wyjątku pracodawcy, wielkiego wrocławskiego restauratora, u którego kieliszek byle jakiej wódy chodzi po sześć złotych o zagryzce za kilkadziesiąt złotych nie wspominając. Knajpa mieści się w samym rynku naszego miasta i nikomu jej nie polecam, a szczególnie zainteresowanych pracą u tego młodzieńca.
Wracając do rekrutacji, około dwudziestu zainteresowanych najpierw nie uwierzyło w tę zacną amerykanską propozycję, w ten amerykański cud gospodarczy i eldorado, po czym wyśmiało propozycję i niemal wszyscy (bez dwóch osób) opuścili salę Powiatowego Urzędu Pracy, oddalając się do domu, zbudowani wiarą w pomoc społeczną.
Patryk Medyński