Cicho, spokojnie, kolacja w mieście. Rano policja portowa goni nas i inne łódki – kotwiczenie zabronione. I tak mieliśmy spadać. Silnik, kurs na Gomere. Daleko nie jest. Wiatr ledwo dycha więc cała droga na motorku.
Marina w San Sebastian nie odnajduje naszej rezerwacji telefonicznej – wiadomo niedziela. Ale miejsce jest. W ciągu kilku godzin wpływa jeszcze kilka jachtów polskich lub w czarterze przez Polaków. Kiedy odpływa ostatni prom, miasto wymiera i jest przyjemnie.
Nazajutrz bierzemy samochód i krążymy po wyspie. To prawie tropiki – wilgoć, mgły i chmury wokół nas. Zimno się robi. Temperatura 12 stop. Roślinność jest niesamowita. Drzewa obrośnięte mchem, trawy do pasa, palmy i różne takie. Skojarzenia z filmem o King Kongu. Drzewka jakby jakieś wysokie, wodospady, tarasy. W porcie wyjątkowo tłocznie.
Na zewnątrz, w poniedziałek wieje 9-10 B. W marinie spokojnie, tylko wanty wysoko gwiżdżą. Ale to tylko jeden dzień. Nazajutrz ma być spokojnie. Popłyniemy na El Hierro...
Pozdrawiam Redakcję i Czytelników
kpt. Tadeusz Staniul