Malowanie ogniem to, mówiąc bardziej profesjonalnie - pirografia. Coraz mniej popularna sztuka wypalania różnych grafik na drewnie za pomocą specjalnego urządzenia z metalową końcówką rozgrzewaną prądem. Pani Ela z Ciechowa od półtora roku zajmuje się tym hobbystycznie. A wszystko zaczęło się od… koni.
Te majestatyczne zwierzęta towarzyszą jej praktycznie od zawsze. Były w domu rodzinnym odkąd pamięta. Aktualnie rodzina zajmuje się trzema konikami, które od czasu do czasu można spotkać na różnych festynach i imprezach w powiecie, gdzie poniekąd zarabiają na swoje utrzymanie oferując między innymi przejażdżki bryczką. Pani Ela również planuje poszerzenie swojej działalności o naukę jazdy konnej. Ale w jaki sposób miłość do koni doprowadziła ją do pirografii?
Na taką technikę “malowania” natknęła się na Facabooku, na jednej z grup poświęconej koniom. Bardzo spodobała jej się podkładka pod kubek z wypalonym rumakiem. Postanowiła dowiedzieć się z czym się to wszystko wiąże i bardzo ją to wciągnęło. W pani Eli już od gimnazjum tkwiła artystyczna dusza, zajmowała się wtedy szkicowaniem sylwetek koni, więc zaczynając swoją przygodę z pirografią nie była zupełnym laikiem. Mimo to, jak sama mówi, wciąż się uczy. Aby obraz wyszedł dobrze należy poświęcić mu bardzo wiele godzin ciężkiej pracy, jeden zły ruch pirografem i cała praca na marne.
Oprócz swoich ukochanych koni, pani Ela wypala również wizerunki innych zwierząt, ptaków, owadów oraz kwiaty czy napisy. Na początku była to jedynie forma rekreacji, sposób spędzenia wolnego czasu, teraz jednak zdarza się, że robi prace za które dostaje wynagrodzenie. Wszystko można znaleźć na jej Facebooku, gdzie zamieszcza swoje prace, w ten sposób również można się z nią kontaktować jeśli ktoś byłby zainteresowany nabyciem tak oryginalnej i ręcznie robionej ozdoby.
(jk) / fot. archiwum prywatne