czwartek 25.04.2024

Imieniny: Marka Jarosława

// reklama@roland-gazeta.pl // + 48 500 027 343 //

poleasingowe pl 970 250


„Na odejście jeszcze nie czas”*

7 Comments



Był to czas, kiedy epoka szarości, marazmu i pustych sklepowych półek wpisana głęboko w świadomość społeczeństwa odchodziła powoli do przeszłości. A traumę po minionym PRL-u naród skutecznie leczył inhalując się głębokim oddechem wolności i widokiem konsumpcji, oglądanymi jeszcze tak niedawno w zachodnich filmach i w witrynach Pewexów. Słowa punkrockowej kapeli z Ustrzyk Dolnych śpiewane przez Gienka Olejarczyka, że: „kolejny martwy rok...” zastąpiły słowa Krzyśka Skiby z Gdańska o Berlinie Zachodnim, „gdzie stoi Polak co drugi chodnik”.


Od lewej: Patrycjusz Medyński - były współpracownik, dziennikarz i redaktor naczelny Gazety Roland oraz Wiktor Kalita - założyciel, właściciel i obecny redaktor naczelny Gazety Roland Od lewej: Patrycjusz Medyński - były współpracownik, dziennikarz i redaktor naczelny Gazety Roland oraz Wiktor Kalita - założyciel, właściciel i obecny redaktor naczelny Gazety Roland


Był to czas, kiedy wdzierający się w polską rzeczywistość wiatr przemiany porywał dusze i umysły Polaków niosąc je w nieznane. Jednych na niedostępny jeszcze wczoraj dla każdego Zachód po używany samochód, lepszą pralkę czy upragnione video, innych po chleb powszedni, czyli lepiej płatną pracę.

I tak oto tuż za progiem lat 80. zapanował obcy nam jeszcze i nieokiełznany pełną gębą dziki kapitalizm pierwszej połowy lat 90. W PRL-u to „byt kształtował świadomość”. Teraz nadszedł czas, by to świadomość kształtowała byt.

Co odważniejsi brali sprawy w swoje ręce, łapiąc ów wiatr przemiany w żagle i obierali kurs na głębokie, nieznane wody. I choć dla niektórych podróż ta zakończyła się dość szybko, innym sprzyjała i sprzyja do dziś. Ci, co wypłynęli kajakiem dziś żeglują jachtami. Taki amerykański dream: „od nędzy do pieniędzy”. I tak jak każdy człowiek stanowi unikat, tak dla każdego człowieka można napisać jego odrębną historię.

Nas też porwało…

Był pogodny letni dzień roku 1993, kiedy palący papierosa w lufciku okna na drugim piętrze kamienicy w rynku Wiktor Kalita zaprosił na chatę, co uczynił wołając i machając ręką.

Poznaliśmy się jeszcze u schyłku komuny na schodach w jego rodzimej redakcji dwutygodnika młodych „Iglica” we Wrocławiu, gdzie redagował kolumnę literacką. I nosił pokaźną brodę koloru czarnego. Nasz wspólny znajomy, nieżyjący już Andrzej Gruszczyński, znany z celnych tekścików pisanych w „Słowie Polskim” przebywał wówczas na zesłaniu w Ciechowie, pełniąc zaszczytną funkcję kierownika wiejskiej świetlicy. I bodaj z jego podjudzenia wybrałem się do „Iglicy” z jakimś własnym tekstem o jakimś cudzym problemie.

Innym przyczynkiem wołania na chatę był ważny w dziejach miasta i gmin ościennych epizod związany z ukazującym się od roku 1990 do 1992 miesięcznikiem „Wieść Gminna”, wydawanym wspólnie przez cztery gminy (powiaty powstaną siedem lat później). Tam u boku śp. Bolesława Karnasa, który pełnił funkcję redaktora naczelnego i pierwszego po komunie przewodniczącego Rady Miejsko-Gminnej w Środzie Śląskiej zaczynałem. Gdy Wiktor zapraszał na chatę, gazeta ta już się nie ukazywała, gdyż gminy zakręciły kurek z kasą. Powstała więc luka wydawnicza. I to był ten temat, który należało solidnie obgadać.

Siedzimy więc przy kuchennym stole i sobie gadamy, bo od czegoś trzeba zacząć. Fundament już jest, czyli zarejestrowana przez Wiktora działalność reklamowo-wydawnicza pod firmą „Roland” i ukazująca się od przeszło roku gazetka reklamowa „Roland”. Cały wic polegał zaś na tym, aby reklamy połączyć z informacją w formie publicystyki. Taki był zamysł i cel. Teraz siły należało zmierzyć na zamiary. Co do sił… Te techniczne, patrząc od zaplecza, były skromne, by nie napisać że bardzo skromne. Firma reklamowa Wiktora i jego przyszłej żony, Anny to nożyczki i diaskop (urządzenie projekcyjne, zwane rzutnikiem na ścianę) oraz chirurgiczne nożyczki do wycinania liter z różnego rodzaju kolorowych foli samoprzylepnych. Do tego przechodzony komputer z graficznym programem „Corel 2.0” . Pozostały kapitał był o wiele lepszy, bo ludzki. Z perspektywy czasu śmiało mogę napisać, że porywaliśmy się z nożyczkami na księżyc. Mimo tych turbulencji start był jednak w miarę opisanych możliwości udany. Trzeba też wspomnieć, że zarabialiśmy skromne miliony złotych miesięcznie (młodsi i niewtajemniczeni niech nie robią "oczów" jak pięć złotych i sobie walory przeliczą).

Pierwszy numer z publikacjami obok reklam ukazał się w lutym 1994 roku. Była to wkładka z tekstami własnymi oraz od zaprzyjaźnionych dziennikarzy, którzy z dwutygodnika młodych „Iglica” przeszli, a ci zmotoryzowani przejechali, z ulicy Sudeckiej na ulicę Ofiar Oświęcimskich we Wrocławiu, gdzie mieścił się oddział Polskiej Agencji Prasowej. Szefem oddziału PAP została Iwona Kłosowska, onegdaj naczelna „Iglicy”. I to pomogło, by wspierać nas papowskim serwisem.

Co tam, panie, w polityce?”

Pyta się w „Weselu” Wyspiańskiego Czepiec dziennikarza. Zaczęto pytać i nas, a to w sklepie, na chodniku czy w knajpie. Kiedy już przyszła do nas wolność to wolny stał się dostęp do informacji. Tematów nie brakowało. Wystarczyło wyjść poza redakcję, aby wracając coś do niej ciekawego przynieść. W piątkowym magazynie „Gazeta Wrocławska” cztery lata od pamiętnego kolegium redakcyjnego przy kuchennym stole napisze: „Roland” jest pismem lokalnym. Jego dziennikarze piszą o sprawach bliskich ludziom. Wiktor powie: Pieniędzy z tego dużych nie ma, ale jest satysfakcja. A ja dodam, że: Burmistrz groził mi procesem sądowym. Ilustracją tego dla kolegów po piórze był tekst o sprzedaży cegielni Leszkowi Gumkowskiemu, czemu przeciwny był właśnie ówczesny burmistrz. Problemów do opisania nigdy więc nie brakowało. Do redakcji przychodzili ludzie z ulicy, znajomi, znajomi znajomych i zupełnie nieznajomi. A każdy z nich z własnym pomysłem na ciekawy artykuł. Bywało i ciekawie i śmiesznie i strasznie. Dziś to już anegdoty.

Pamiętam jak za czasów burmistrzowania Bogusława Krasuckiego w progi redakcji zawitała starsza pani by naskarżyć na sąsiadkę. Powód? Poważna sprawa, bo sąsiadka na strychu budynku powiesiła sznurek na pranie bodaj prostopadle do jej sznurka, a więc na krzyż a nie równolegle. Była na skardze u burmistrza. Dopiero żmudne, dziennikarskie śledztwo wykazało, że od dłuższego czasu panie były w konflikcie sąsiedzkim, a szacowne kolegium redakcyjne by nie narażać dam na śmieszność od tematu postanowiło odstąpić... Burmistrz zresztą też.

Innym razem wracając z tzw. terenu zastałem na klatce schodowej sięgające od parteru po drzwi naszej redakcji na drugim piętrze zgromadzenie pielęgniarek średzkich szpitali, bo były jeszcze dwa (pod jednym szyldem). Panie szukały wsparcia w staraniach o podwyżkę pensji, z której wyrugował ich nowy dyrektor PZOZ.

Do tradycji przeszły relacje z gminnych sesji rady, na których często i gęsto można było łowić wrażliwe dla lokalnej społeczności tematy. Czasem były to „gotowce”. Wystarczyło wyczekać na moment (punkt programu o nazwie „interpelacje i zapytania radnych”), aby przewodniczący rady, a był nim w poprzednich kadencjach śp. Jarosław Pauka, wyciągnął swój słynny kajecik, w którym skrzętnie notował przez miesiąc o ważkich i podniosłych społecznie kwestiach do rozstrzygnięcia. Czasem były to walające się puszki i butelki po przydrożnych rowach, odsłonięte przez topniejący śnieg na przednówku, a czasem bolesny do dziś problem podwyżek dla nauczycieli. Bywały władze mniej i bardziej przychylne prasie i bardziej przychylna bądź nie krytyka tych władz podnoszona przez prasę. Długo by pisać.

To my, ziemi naszej sól…

...z brudnych dzielnic i zapadłych dziur”, śpiewał przed laty Proletaryat. Przez te wszystkie lata redakcja nasza obecna była nieomal na wszystkich ważnych, a na pewno na najważniejszych wydarzeniach związanych z rozwojem naszej gminy, gmin ościennych i całego powiatu w latach, od kiedy powstał. Do najcenniejszych należały te związane z rozwojem strefy ekonomicznej i powstawaniem nowych zakładów i miejsc pracy. Po okresie lat 90. z towarzyszącym mu największym bezrobociem w kraju to wydarzenia bezcenne.

Pamiętam, kiedy w latach dziewięćdziesiątych przychodziłem co miesiąc do Rejonowego Urzędu Pracy (dziś Powiatowy UP) po statystyki bezrobocia, które służyły do publikacji tekstów o bezrobociu. A konkretnie do kierowniczki tejże instytucji. Pani Urszula Majka przy omawianiu powszechnego w tamtych latach zjawiska społecznego mawiała: Panie Patryku, to ja jestem teraz największym zakładem pracy w terenie. Po czym pokazywała statystyki, z których wynikało, że ma około 2000 petentów, z czego z prawem do zasiłku dla bezrobotnych nieliczny odsetek. Tak było. Z biegiem lat doczekaliśmy się gospodarzy w samorządach, którzy zatroszczyli się w pierwszej kolejności o to, aby likwidować bezrobocie, tworzyć nowe miejsca pracy i pozyskiwać tym samym nowe źródła dochodów do budżetów gminnych.

Te z kolei pozwoliły na podejmowanie inicjatyw inwestycyjnych, jak choćby rewitalizację szarych, obdrapanych kamienic w mieście, likwidację szamb, sławojek na podwórkach i walących się tam szop czy komórek (nie telefonów). Pamiętam, że pierwszy po komunie burmistrz, Lucjan Klim, powiedział na jednej z sesji rady I kadencji, że nie czas teraz na inwestycje w kulturę, czy inne imponderabilia, ale to czas na to, aby Środę Śl. skanalizować. Po to, aby pozyskiwać w przyszłości inwestorów. Tych pierwszych inwestycji nie było widać. Były schowane… pod ziemią. Pamiętajmy, że proces cywilizacyjny rozpoczęto w gminie Środa Śląska od budowy oczyszczani ścieków. Dopiero po latach można i trzeba było postawić akcent na pominięte imponderabilia.

Dlatego w kolejnych latach niemniej cenne były inicjatywy związane z kreowaniem życia kulturalnego, sportowego czy związanego z historią Ziemi Średzkiej. Przy czym zasługą (i pracą) redakcji są pomysły związane z galerią przy kościele św. Andrzeja w Środzie Śl., odsłonięciem tablic poświęconych znakomitym mieszkańcom miasta, jak choćby pilotowi z II Wojny Światowej walczącemu w siłach RAF-u, Janowi Hryniewiczowi, pobytowi Napoleona Bonaparte w Środzie Śl., czy medialne wsparcie bardzo wielu innych ważnych inicjatyw. Takimi pomysłami błogosławił nas w redakcji co miesiąc kolega Wojtek Kopacz. A wsparcie finansowe znajdowało zrozumienie u ówczesnych włodarzy gminy i powiatu.

I kiedy na początku nowego milenium dzięki nawiązanej współpracy z niemiecką gminą Saterland w Dolnej Saksonii do miasta przyjeżdżają delegacje radnych, burmistrza, nauczycieli, strażaków, policjantów i zwykłych mieszkańców jest się już czym pochwalić. Średzkie dzieci i młodzież jeżdżą na wymiany. Ich koledzy przyjeżdżają do nas. Współpracę inicjuje nasz redakcyjny współpracownik, Sławek Siwerski, nauczyciel niemieckiego w średzkiej podstawówce. To jeszcze przed akcesem Polski do Unii Europejskiej. Dzięki programom „Sokrates” i „Comenius”.

A było tak. Pewnego przedpołudnia zadzwonił do redakcji Sławek i powiedział, że do miasta przyjechał ktoś ciekawy. Tak poznajemy dawnego mieszkańca Środy Śl. (Neumarkt), Otto Kurza. Ten niemłody już wówczas pan wybrał się w daleką podróż do rodzinnego miasta z Hameln… autobusem. Gdy wysiadł w Breslau rozpoznał Dworzec Główny. Na autobusowym miał problem z językiem mówionym, by dowiedzieć się jak dojechać do Środy Śl. A kiedy już przyjechał zaszedł prosto do szkoły… wówczas „jedynki”. Wraz z nim przyjechały spisane przez niego wspomnienia Glückliche Kindheit in Neumarkt („Szczęśliwe dzieciństwo w Środzie Śląskiej”). I to nasza redakcja była pierwsza, która opublikowała je w odcinkach dzięki tłumaczeniu Sławka Siwerskiego. Zafascynowani historią miasta mieli o czym poczytać. Na marginesie warto odnotować, że ojciec Otta był w Neumarkt powiatowym inspektorem oświaty. Mieszkali przy ul. Wrocławskiej w budynku biurowym nieistniejącego od lat „Inco”.

Z redakcją zaprzyjaźnili się Edgar Güttler, redaktor naczelny niemieckiego czasopisma „Roland”, skupiającego czytelników wśród byłych mieszkańców powiatu średzkiego, kolega Helmuth Kloske, skarbnik Stowarzyszenia Byłych Mieszkańców i wiele innych osób związanych z Ziemią Średzką, zamieszkiwaną przez ich przodków. Profesor Rosemarie Brinkmann dziękuję za książkę.

Historia towarzyszyła nam przez lata. Redakcja wydała w formie książkowej publikowane wcześniej na łamach „Rolanda” wspomnienia jednego z pierwszych mieszkańców powojennej Środy Śl., pana Władysława Kopacza. Służyła pomocą swoimi publikacjami przy tworzeniu monografii Środy Śląskiej pod redakcją zaprzyjaźnionego z nami prof. Rościsława Żerelika, uzupełniła zbiory Muzeum Średzkiego o akta śledztwa dotyczące Skarbu Średzkiego. Dużo by pisać.

Jedną z podjętych inicjatyw redakcyjnych było nawiązane współpracy z Oddziałem IPN we Wrocławiu. Dzięki profesorowi Krzysztofowi Szwagrzykowi i doktorowi Tomaszowi Balbusowi otrzymaliśmy nieskrępowany dostęp do materiałów archiwalnych IPN. Pojawiły się publikacje o średzkiej bezpiece i materiały tejże bezpieki, a potem zorganizowane dwie wystawy ukazujące twarze i ofiary średzkiej bezpieki. Na tę okoliczność poświęciliśmy się z Wiktorem, spędzając parę godzin w więzieniu przy ul. Kleczkowskiej we Wrocławiu bez żadnego zresztą wyroku, a za zgodą dyrektora placówki. Chodziło o dokumentację filmową i fotograficzną do wystawy.

Przez minione trzydzieści lat towarzyszyły nam wyjazdy w teren, różnej maści konferencje, kryzysowe nasiadówki, spotkania, otwarcia, pożegnania, przecięte wstęgi, kropidła, imprezy i radość tworzenia. Nie była to twórczość ars pro ars, gdyż najważniejszy był i pozostał Czytelnik. I choć dziś coraz chętniej otworzy On Internet w smartfonie, czy w komputerze pamiętamy mu wierność, kiedy wypytywał w kiosku o świeżego, pachnącego (wiem, że nie pachnie) farbą drukarską „Rolanda”.

Każde pokolenie ma własny czas,

Każde pokolenie chce zmienić świat...”

Napisali Jacek Cygan i Bartosz Wielgosz, a zespół „Kombi” nam śpiewa.

Nie inaczej przed trzydziestoma laty było z nami. Byliśmy młodsi, pełni pomysłów i płynący z duchem czasów epoki. Tej epoki, którą w nieznany rejs zabrał nas wiatr historii. I chociaż do portu w ziemi obiecanej coraz nam bliżej, jeszcze żaglujemy...

Patryk Medyński

* w tytule wykorzystałem frazę utworu Romualda Lipko i Jacka Cygana

(W opisanych wspomnieniach redaktor wydania, sekretarz redakcji, redaktor naczelny miesięcznika społeczno-kulturalnego „Roland”. Dziś w stanie odpoczynku.)

Od redakcji: Serdecznie zapraszamy na podsumowanie 30 lat naszej działalności. 18.11.2022 r. o godz. 18:00 będzie nam niezmiernie miło powitać w gościnnych progach Powiatowego Centrum Kultury Alternatywnej w Środzie Śląskiej - byłych i obecnych współpracowników, czytelników, sympatyków i wszystkich, którzy zechcą wziąć udział w tym wydarzeniu. W programie m.in. wystawa, koncerty oraz inne atrakcje. Wstęp wolny!

30plakat





   


Wczytywanie komentarza... Komentarz zostanie odświeżony po 00:00.
Zaloguj się aby dodać komentarz.
pozostały limit znaków.
Zaloguj się za pomocą ( Zarejestruj się? )


Ja Wam naprawde wspolczuje. Daliscie sie wciagnac w telewizyjna narracje obrzucania sie blotem przez politykow zarowno ...
Bardzo ciekawe przesłaniem widzę w Twoim komentarzu, bo jest Bóg, Ojczyzna, oskarżenia, poniżenie, nienawiść, złorzeczenie. A ...
Aleksandra Perużyńska Nowi radni Rady Powiatu wybrani!
Jak można głosować na zdrajców Polski na ludzi którzy nawołują do wojny którzy chcą odebrać nam ...

Lokalne ogłoszenia drobne

21.04.2024 10:58 wrote:

Kupię stare krajalnice do mięsa z kołem zamachowym na kolbe, wagi sklepowe oraz inne pamiątki z przedwojennych sklepów mięsnych oraz masarni. Pł…

19.03.2024 15:58 wrote:

Sprzedam mieszkanie 76,02m2 w Środzie Śląskiej przy ul. Jesionowej. Mieszkanie prawie w całości wykończone. https://www.otodom.pl/pl/oferta/mies…

20.02.2024 19:12 wrote:

Kupię kable płaskie podtynkowe 3x1,5 i 3x 2,5  20 rolek. Tel 500 844 143…

13.02.2024 21:00 wrote:

Rower męski trekingowy UNIVEGA modelTerreno, koła 28", rama aluminiowa, osprzęt marki SHIMANO  DEORE. Rower jest zadbany, po sezon…

warsztat 336224 px

komnet internet

glory

Nie przegap tych artykułów.