Nasza paczka spotykała się w malutkim sklepie rodzinnym, gdzie nasza koleżanka Zenobia (Zenia) zastępowała mamę i sprzedawała pamiątki oraz gadgety wszelakie. W grudniu 1967 r. Basia zaprosiła naszą grupę z klasy 8c na swoje imieniny. Zgromadziliśmy się przed portiernią Tartaku. Tata jej był tam kierownikiem, mieszkali w budynku biura. Po chwili portierka wpuściła nas do budynku. Bawiliśmy się przy świetle małej lampki, było nastrojowo. Słuchaliśmy piosenek Czerwonych Gitar z płyty winylowej i Toma Jonesa z tzw. „pocztówki” (singiel wielkości i kształtu karty pocztowej) Green, Green Grass of Home. Wreszcie mogliśmy się „bezkarnie” poprzytulać w tańcu. Jak sobie przypominam była tam Ula i Jola oraz Róża, no i oczywiście solenizantka Basia. Po imieninach - Andrzej, Krzysiek, Bogdan i ja, odprowadziliśmy Różę na Bielany do „Pałacu”, gdzie jej tata był dyrektorem PGR i tam mieszkali.
Krzysztof
Wojciech (Woytek) Kopacz
Pierwszy Sylwester „dorosły” prywatkowy obchodziłem u mojej koleżanki Małgorzaty. Rodzice pozwolili bawić się nam w swoim mieszkaniu, gdy oni poszli na zakładową sylwestrową zabawę. Tu już skład był inny - Lala, Gosia, Rysiek, Heniek. Na okrągło słuchaliśmy i śpiewaliśmy „Krzykiem mody jest dziewczyna ma. Mini buzia dołeczki w niej dwa" oraz „Kwiaty we włosach” - "Wyrzuć z pamięci ostatni ślad, Bo dzisiaj Ty, bo dzisiaj ja". Gdy wybiła godzina 0:00 otworzyliśmy butelkę – Sowietskoje Szampanskoje czyli ruskiego szampana i składaliśmy sobie dłuuuugo życzenia.
Następne lata to nauka we wrocławskich szkołach, przynajmniej dla części nas. Ula i Jola w Technikum Budowlanym, Bogdan w Technikum Kolejowym, ja wybrałem Szkołę Chemiczną na ulicy Skwierzyńskiej. W tej szkole praktyki odbywaliśmy we wrocławskich zakładach chemicznych i Cukrowni na Klecinie więc „prywatki” urządzaliśmy sobie po praktykach zawodowych nad rzeką Ślęzą. Zachowały się zdjęcia jednej z imprez. W tym czasie byłem na spotkaniu z Andrzejem Waligórskim – satyrykiem, poetą i promotorem wrocławskiego kabaretu „Elita”, który recytował swoje wiersze, jeden frywolny określił jako „prześcieradłowiec”. Nie mylić, powiedział z „pościelówą” piosenką romantyczno – erotyczną. Na przełomie lat 60. i 70. Andrzej Waligórski był naszym idolem, którego słuchało się i cytowało.
Po prawie 50 latach od tych majówkowych imprez na Klecinie, zamieszkałem w Berlinie na Moabicie. W kamienicy w podwórzu mieszkało 16 polskich rodzin - od Sickingenstrasse - 10 następnych. Taka polska enklawa w Mitte. Mieszkając tam już 5 lat, pewnego razu sąsiad z parteru, Andrzej powiedział mi, że jego partnerka Ela jest po szkole chemicznej we Wrocławiu i podał jej panieńskie nazwisko. Pomyślałem sobie. To niemożliwe! Zapukałem do drzwi na parterze. Otworzyła pani Ela, którą mijałem na klatce schodowej i czasami opowiadałem o moich kontaktach z gazetą Roland i Wiadomościami Bocheńskimi. Po chwili. Wszystko się wyjaśniło. Ta siwa korpulentna sąsiadka to moja koleżanka, która siedziała koło mnie, ławkę dalej. Powiedziałem jej: - Nie będę Ci mówił Per Pani Elu. Tylko Ela – znamy się przecież ponad 50 lat…
Ale nic nie przebije jednego Sylwestra w mieszkaniu rodziców Jurka. Słuchaliśmy wtedy kapeli King Crimson – Epitaph. Jeden z wersów tej piosenki mówi: „Wiedza jest niebezpiecznym przyjacielem. Jeśli nikt nie określa zasad”. I to było memento - przestrogą, tego co się później wydarzyło. Już przed prywatką Alek trenował spacer po balustradzie mostu na Średziance. Mostu tego już nie ma na ulicy Legnickiej. Znajdował się między Centrum „Handlowiec”, a Dworcem PKS. Balustrada miała ze 20 m długości, a Alek niczym linoskoczek przeszedł po niej - tam i nazad. Ale to dopiero było preludium jego cyrkowych wyczynów.
Po noworocznym toaście, gdy wszyscy byli już w szampańskim nastroju, Alek wyszedł na balkon - 2 piętro! Wdrapał się na balustradę balkonową rozstawił ręce na boki i zaczął balansować igrając z losem. Przerażone tym widokiem Jola i Ula ściągnęły go do mieszkania. Wszystko skończyło się dobrze, tylko ktoś w ferworze zabawy ukręcił jedno pokrętło przy telewizorze (były kiedyś takie telewizory z pokrętłami) i mama Jurka długo nam ten wybryk wypominała. Oczywiście nic nie wiedząc o Alka cyrkowych akrobacjach na balustradzie balkonowej.
"Jedno co cicho w sercu gdzieś tam drzemie, to wspomnienie" (Antoni Kmiecik – Siła Wspomnienia. Wiadomości Bocheńskie).
Woytek Kopacz
Wrocław Klecina - 1970 rok
Mała impreza we Wrocławiu