Sala podzielona była na boksy, co dawało pewną intymność konsumentom dań wszelakich i trunków. Można było przy kawie z ciśnieniowego ekspresu poczytać gazety, które wisiały na drewnianych wieszakach.
Bufet. A jakże był, była też pani bufetowa. A w ladzie chłodniczej jak to za Peerelu same smakołyki. Jajko na sałatce ziemniaczanej, galareta wieprzowa (zimne nóżki), śledź w oleju lub w śmietanie. Na ciepło z kuchni - schabowe, pomidorowa oraz flaki wołowe. Lista oczywiście była o wiele dłuższa, więc lokal cieszył się dużą popularnością.
Zacząłem go odwiedzać na początku lat 70. XX wieku jako uczeń ostatnich klas szkoły średniej. Kumplowałem się z Gienkiem Ralko, który wtedy już pracował w Meprozecie i kupił hit tamtych lat - magnetofon szpulowy ZK 246. Razem z Leszkiem Szylem i Gienkiem intensywnie uczestniczyliśmy w życiu kulturalnym Domu Kultury.
Tolek Bogucki jako instruktor, a potem szef DK, z wielką wyrozumiałością znosił nasze „wybryki”, więc czasami musieliśmy zmienić lokal i przenieść się do Turystycznej. Tam, wieczorami, przy winie algierskim czy tunezyjskim Gellala, opalając Gienka z papierosów Silesia przekonywałem go, że jestem mu niezbędny, gdy będzie przegrywał z płyt Ryśka Burgiela na swój magnetofon te hity, które potem Gienek jako średzki Disc Jockey „puszczał” na dyskotekach w Domu Kultury. A były to nie lada jakieś tam kapele. Ciarki przechodziły po całym ciele kiedy słuchało się Black Sabath, Pink Floyd, Led Zeppelin, Deep Purple, Ten Years After.
Moim ulubionym miejscem była prawa strona sali. Bufet był po przeciwnej stronie, a sprzedawała w nim m.in. Zuzia, z którą niejednokrotnie tańczyliśmy, wyciągając ją zza lady. Siedziałem sobie na fotelu w odległości 2 m od głośnika Regent, a fala dźwięku poruszała moimi długimi włosami. Przez co najmniej dwa dni nie słyszałem co Ojciec do mnie mówi, gdy chciał mi wybić z głowy Rolling Stones i Boba Dylana. To był mój bunt egzystencjalny - słuchając Rock and Rolla, nosząc brodę i długie włosy oraz spodnie z nogawkami szerokości u dołu zakrywającymi buty welury. Każdy wiek ma swoje prawa…
Od tego czasu minęło kilka dekad. Nie ma już Turystycznej, nie ma już takich dyskotek w DK, nikt nie delektuje się winem Gellala… Ale jeszcze tlą się wspomnienia tych lat.
Trzymajcie się ciepło Średzianie. Wszystkiego najlepszego w 2024 roku!
Woytek Kopacz
Od lewej: Leszek Szyl i Woytek Kopacz