Przygotowania do samotnej rowerowej wyprawy na Nordkapp rozpoczęły się już dwa lata temu. I nie chodziło tu tylko o formę fizyczną, ale przede wszystkim o odpowiedni sprzęt i niezbędne środki finansowe. Państwa północne (szczególnie Norwegia) do tanich nie należą i musiałem czekać aż dwa lata, aby oszczędności pozwoliły mi na realizację marzenia. Wówczas rozpoczęły się przygotowania logistyczne, czyli zaplanowanie trasy, lokalizacja warsztatów rowerowych, bazy noclegowej, ubezpieczenia, przygotowanie niezbędnego ekwipunku itp. Zadbałem również o kontakt z władzami naszego miasta, aby otrzymać flagę i inne gadżety, dzięki którym po drodze promowałem miasto i gminę Środa Śląska.
W piątek 28 czerwca 2024 roku, gdy już wszystko było gotowe (łącznie z kontaktem awaryjnym w sytuacji zagrożenia życia lub zdrowia), ruszyłem ze Środy Śląskiej do Wrocławia. Po błogosławieństwie, którego udzielił mi duszpasterz niesłyszących – ks. Tomasz Filinowicz i pożegnaniu z grupą przyjaciół wsiadłem do pociągu, który dowiózł mnie do Suwałk. Dalej podróżowałem już na dwóch kółkach. Trasa wiodła przez Kowno (Litwa), Rygę (Łotwa) aż do Tallina (Estonia). Następnie przesiadłem się na prom – tak dopłynąłem do Helsinek, a potem, po kolejnej podróży pociągiem do Rovaniemi, miałem przed sobą do pokonania rowerem dystans około 700 km. Tu okazało się, że przed rozpoczęciem drugiego etapu wyprawy muszę udać się do warsztatu rowerowego i wymienić uszkodzone szprychy. Z pomocą przyszedł mi zaprzyjaźniony wrocławski sklep rowerowy PM Rider, dzięki któremu wiedziałem, gdzie szukać wsparcia.
Po niespełna dwóch tygodniach, w środę 10 lipca, gdy licznik rowerowy przekroczył 1700 km, dotarłem do celu i rozbiłem namiot tuż obok charakterystycznego dla tego miejsca pomnika w kształcie globu. Silny wieczorny wiatr ustał dopiero koło północy. A ponieważ panuje tam polarny dzień i słońce nie zachodzi, wyszedłem na sesję zdjęciową. Zmęczony, ale szczęśliwy, że udało mi się spełnić kolejne marzenie.
Samotna wyprawa rowerowa była dla mnie sprawdzianem wytrwałości. Przez trzy dni bez przerwy towarzyszył mi deszcz, niejednokrotnie doskwierał wiatr i chłód, czasami nachylenie terenu sięgało aż 12%, a w lewej ręce traciłem czucie. Dla równowagi trzeba dodać, że dwukrotnie na niebie pojawiła się piękna tęcza, wiele razy spotkałem renifery, a czasami było z górki :) Ale przede wszystkim spotkałem na swojej drodze wielu życzliwych ludzi. Miałem wrażenie, że mój brak słuchu, wcale nie był barierą. Ludzie, widząc flagę na moim rowerze, podchodzili i zaczynali rozmowę. Pytali, jak się czuję, skąd pochodzę i dokąd jadę. Czasami częstowali herbatą, jedzeniem. Robiliśmy wspólne zdjęcia i ruszałem na przód. Byli to Polacy, Finowie, Niemcy, Włosi i wielu innych. Byli też Głusi Amerykanie i Łotysze. Tu przydała mi się bardzo znajomość Międzynarodowego Języka Migowego International Sign.
Podróży towarzyszył też walor turystyczny. Po drodze odwiedziłem wiele ciekawych miejsc. Było to między innymi Łotewskie Stowarzyszenie Głuchych, szkoła dla niesłyszących w Helsinkach czy też popularne z powodu św. Mikołaja Rovaniemi w Laponii. Trudno nie wspomnieć o niezwykłym pięknie naturalnych krajobrazów. Zarówno Litwa, Łotwa i Estonia, jak i Finlandia z Norwegią mają swój niepowtarzalny charakter.
Moja podróż nie byłaby możliwa, gdyby nie wsparcie wielu życzliwych osób. Przyjaciele z Fundacji PL, Świt Wrocław, Fundacji FONIS oraz mieszkańcy Środy Śląskiej dodawali mi otuchy. Trzymali za mnie kciuki niesłyszący z różnych stron Polski i zza granicy. Nie ukrywam, że byli dla mnie mobilizacją, tak jak codzienna modlitwa różańcowa w czasie jazdy, dzięki której czułem wewnętrzny spokój.
Droga powrotna wiodła przez Szwecję. Część trasy pokonałem rowerem, część TIR-em (dzięki uprzejmości niesłyszącego p. Józefa Boksza, którego brat ma firmę transportową działającą w Szwecji), część promem. Przed przypłynięciem do Polski 4 dni spędziłem z głuchymi Sztokholmie, którzy nie tylko przyjęli mnie ciepło w swoim ośrodku, ale też oprowadzili po mieście. Zwieńczeniem – i swoistą nagrodą – był mecz Polska-Japonia. Bilet na to wydarzenie sportowe odbywające się w Gdańsku przysłali mi przyjaciele z klubu sportowego niepełnosprawnych siatkarzy Gwarek Wilków, w którym trenuję już 9 lat.
W przyszłości planuję podróż rowerową do Włoch. Jeśli ktoś – jak ja przed tegorocznym wyjazdem – ma wątpliwości, czy ruszać samotnie w tak daleką podróż, to odpowiadam, że warto. Nawet jeśli jest się głuchym :)
Średzianin
Arkadiusz Sławski