Chcę do niego pojechać, ale się boję – oznajmiła mi. Ja również mam skierowanie do pracy w jakiejś miejscowości, ale nie wiem dokładnie gdzie to jest. Wybierzemy się więc razem do tego Wrocławia. I tak ruszyliśmy na "Dziki Zachód”.
Przygód w podróży było niespodziewanie dużo. Pociągi jechały, to zawracały, okrążały miasta, mosty były zniszczone. Wreszcie dobrnęliśmy z takimi samymi tułaczami jak my do Wrocławia na dworzec Nadodrze. Stąd pieszo przez ruiny, przy pomocy niemieckich kobiet, za małą opłatą doszliśmy do dworca - Wrocław Główny. Potem na Konigsplatz (obecnie plac Jana Pawła II ) i prosto przez ruiny do Leśnicy. Tam wskakujemy do sowieckiego pociągu wiozącego na wschód zrabowane dobra. Za Neumarkt pociąg zwolnił. Teraz skaczemy – powiedziałem. Skoczyłem. Krzyczę – Skacz! Bronia! Skoczyła i upadła. Po chwili wstaje. Ma pokaleczone kolana. Na stacji ani żywego ducha. Gdzie teraz?
Daleko na horyzoncie widać wieże kościelne. Skrótami przez pola doszliśmy do rynku. Od dwóch Polaków dowiedzieliśmy się jak dojść do Dietzdorf (Ciechowa ). Na drogowskazie, poniżej niemieckiej nazwy Dietzdorf, napis po polsku Dołuszyce. Bronia krzyknęła. To tu! Tu jest moja rodzina!
Odnaleźliśmy jej brata Stanisława. Radości było co niemiara, ale po chwili Bronia jakby omdlała. Dwie nieprzespane noce, odwodnienie organizmu i ogromne zmęczenie po przejściu kilkudziesięciu kilometrów zwaliło ją z nóg. Następnego dnia, ciąg dalszy wspomnień i opowieści. I tu dowiadujemy się, że brat Staszek jest z żoną, bracia i koledzy z niemieckiego obozu pracy oraz dwie dziewczyny - łączniczki z Powstania Warszawskiego, Sabina i Marysia.
Postanowiłem załatwić sobie pracę w średzkim Starostwie i 9 lipca 1945 r. zostałem przyjęty na stanowisko pracownika kontraktowego. Wróciłem do Ciechowa, gdzie pan Stanisław Pyszno był wówczas sołtysem. Przy okazji miałem wymienić kanister spirytusu na dwa kanistry benzyny od Sowietów, do samochodu pana Starosty. Po udanej transakcji u pana Stasia opijaliśmy interes spirytusem gorzelnianym w kuflach po piwie. Spirytus z kanistra po benzynie zrobił swoje. Przespałem dwa dni w pokrzywach za stodołą. Nikt nie wiedział gdzie jestem. Jeden sowiecki ”starszyna’’ wyleczył mnie kobylim mlekiem, więc mogłem wrócić do Starostwa. Zobaczył mnie pan Roman Łyczek z referatu budżetowo – finansowego i skwitował. Widzicie, mówiłem, że on wróci! Nie uciekł.
Zanocowałem u państwa Pyszno. W nocy był napad sowieckich żołnierzy na całą wieś. Pijani strzelali po oknach, kobiety krzyczały Hilfe! Ratunku! - gwałcone przez sowietów. Nagle rozległ się brzęk szkła, przez okno włazi sowiet i zachrypłym głosem krzyknął „kuda żeńszczyny”?! Mówię mu, że tu żadnych kobiet nie ma. Po chwili z kratownicy na winogrona spadło ich kilku na ziemię. Wściekli strzelają w okna. Nie dają za wygraną, dobijają się do drzwi, ale zostały solidnie zabezpieczone od wewnątrz. Po tej bandyckiej napaści, nad ranem jakby ucichło. Po chwili słyszę głos pani Pyszno. Staszek! Ukradli nam konie! Nie ma ich w stajni! Krowy też nie ma! Co robić?
Sołtys powiadomił o napaści Milicję Obywatelską i Urząd Bezpieczeństwa Publicznego, a oni sowietów. Konie znaleziono w Dębicy, a krowę w kotle ruskiej kuchni. Po tym napadzie, przez kilka nocy dom sołtysa Pyszno był ostrzeliwany z broni maszynowej przez pijanych sowietów.
Minęło kilkanaście dni. Razem z koleżanką z pracy Sabiną Foght postanowiliśmy odwiedzić Stanisława Pyszno w Ciechowie. A tam Stasiu mówi nam, że ruscy żołnierze zamknęli naszych milicjantów w chlewiku. Kobietom kazali zasypać gnojem wejście. Słychać krzyki sowietów i licznie zgromadzonych mieszkańców wsi. Muszę powiadomić milicję - powiedział. Gdy biegł przez pola do Środy Śląskiej po pomoc, sowieci strzelali do niego z karabinów. Po dwóch godzinach zjawiła się ‘’bezpieka’’ i ruska komenda wojenna. Wywiązała się strzelanina, jeden strzelał do drugiego. Kule latały gęsto. Kiedy wieczorem wracaliśmy do domu. Sabina mówi: Władek, zobacz.. mam przestrzeloną w kilku miejscach sukienkę. Tak blisko to kule latały koło mnie na barykadzie podczas Powstania Warszawskiego. Ale wtedy to się nie bałam.
Poszliśmy do kościoła świętego Andrzeja. Długo modliła się czy też płakała. Tego już nie wiem.
Woytek Kopacz
1. <Lepszy dobór kadry....< To teoria, a praktyka jest taka, że UM zmienił się ...