Dlaczego o tym piszę, bo ta fascynacja kinem trwa u mnie od czasu, gdy ojciec zabrał mnie do średzkiego Kina „Carmen”. Bileterka, pani Michalska jak zwykle użyczyła mu swojego służbowego miejsca w pierwszym rzędzie, fotel nr 1. I tym sposobem oglądałem po raz pierwszy film w Kinie. To były czasy, gdy telewizja była tylko dla nielicznych. Lata 1958/59? Western nazywał się „Winchester 73”, w roli głównej wystąpił James Stewart ze swoją kultową strzelbą. To początek mojej fascynacji Kinem. Ostatnim filmem, który obejrzałem przed napisaniem tego tekstu była "Mechaniczna pomarańcza" w reżyserii Stanleya Kubricka. Tytuł niektórzy tłumaczą jako „Nakręcony człowiek”- czyli najprostszy mechanizm sprężynowy. Zafascynował mnie ten film, bo pokazuje, że człowiek nawet najgorszego autoramentu, pozbawiony wyboru, nigdy nie będzie wolny, stanie się tzw. "Mechaniczną pomarańczą", z wierzchu piękny (pomarańczowy lub rudy) i słodki, w środku bezwzględna - bezduszna maszyna. Krótko mówiąc - ludzie są do bani. Zawsze byli do bani i nadal będą do bani.
Czemu więc nie obejrzeć dobrego filmu i zapomnieć o tym świecie… Albo zobaczyć jak wygląda magiczna - tajemnicza kabina, w której pan operator „puszcza” filmy i poznać tego Czarodzieja. Niestety, przez wiele lat nie spełniłem swoich dziecięcych marzeń. Ale… gdy już współpracowałem z Gazetą Roland, poznałem tego legendarnego pana operatora Ireneusza Janika. Po dłuższej rozmowie o filmie i kinie zaproponował mi byśmy przeszli na Ty. Irek - Wojtek. Były to czasy tzw. „transformacji”. Wszystko w Polsce padało, padło i średzkie Kino „Carmen”. Spotkaliśmy się w redakcji Rolanda i tam, razem - Ireneusz Janik, Wiktor Kalita i ja Woytek Kopacz postanowiliśmy reaktywować Kino w Środzie Śląskiej. Widocznie dobre duchy czuwały nad nami, bo po jakimś czasie w Domu Kultury powstało Kino „Kadr”. Miało się nazywać „Klaps” (taka filmowa deszczułka) niestety, niektórym kojarzyło się to dość frywolnie, więc uparli się przy „Kadrze”. Skłamałbym gdybym tylko nam przypisał powstanie Kina w DK. Wiele osób wydatnie, z racji swojego urzędu, przyczyniło się do tego Sukcesu. I wtedy…. w nowym Kinie „Kadr” Irek zaprowadził mnie do swojego królestwa. Pokazał projektory, które „rzucały” obrazy z kliszy na ekran. Objaśnił na czym polegała kiedyś i polega obecnie praca operatora kinowego. Magiczne miejsce, gdzie porządek i dyscyplina to podstawa, oprócz oczywiście wielkiej miłości do Kinematografii. Spędziłem tam razem z nim parę godzin.
W 2018 roku w Berlinie poznałem niemieckiego filmowca pana Axela de Roche, który był współtwórcą filmu (zdjęcia - kamera) obsypanego nagrodami i nominowanego do Oskara „Das Schreckliche Madchen”, w reżyserii Michaela Verhoevena (polski tytuł - ”Okropna dziewczyna”). Podczas jednej z wizyt pokazałem film, wywiad z Ireneuszem Janikiem jaki przeprowadziliśmy razem z Wiktorem Kalitą w sali Kina „Kadr”. Opowiedziałem panu Axelowi, że to wywiad z fantastycznym człowiekiem, który był czynnym operatorem kinowym ponad 60 lat!
Jak pamiętam, Axel de Roche był pod wielkim wrażeniem naszego zaangażowania w sprawy powrotu Kina w Środzie Śląskiej, a przede wszystkim pasji zawodowej Ireneusza Janika. Natomiast już całkiem go zaskoczyłem tekstem o Marlene Dietrych, światowej sławy niemiecko – amerykańskiej aktorki i piosenkarki. Tekstem z Gazety Roland. Pamiętam, jak pokazałem artykuł „Tu stoję na granicy moich dni”… Podszedł do komputera i odpalił go. Z głośników rozległy się dźwięki piosenki - "Sag mir wo die Blumen sind" („Gdzie są kwiaty z tamtych lat”). Żona pana Axela, Monika zaczęła wtórować Marlene Dietrich. Po chwili włączył się pan Axel, ja śpiewałem po polsku refren, bo te słowa znałem. I tak przez chwilę ten kwartet niemiecko – polski śpiewał jednym głosem, zgodnie. No cóż, jak to zwykle bywa chwila, trwa… chwilę. Chciałoby się powiedzieć - chwilo trwaj. A powiem tylko - Niech żyje Kino.
Woytek Kopacz
P.S. W Berlinie na Friedenau, koło stacji Bundesplatz jest mały cmentarzyk, gdzie spoczywa Marlene Dietrich. Często odwiedzam grób sławnej aktorki zostawiając zawsze na pożegnanie mały polski grosz - jako uznanie dla Jej wielkiego talentu i antynazistowskiej postawy. W Internecie możecie państwo posłuchać piosenki z repertuaru Marlene „Lili Marleen” w pięknym wykonaniu Polki - Danuty Bastek. Tę piosenkę, jak wspomina mój ojciec Władysław Kopacz w książce „Terra Incognita”, śpiewali w 1945 roku w średzkiej restauracji „Warszawa”, u zbiegu ulic Świdnickiej i Tadeusza Kościuszki zgromadzeni, powracający do swoich domów Polacy, Francuzi, Ukraińcy / Rosjanie i Niemcy, którzy niebawem zostali wysiedleni.