Rzadko się jednak mówi o tych, którzy czekają na nas. Na których głowie jest zamartwianie się o środki, zastępstwo w pracy itp. I zawsze towarzyszy niepokój o bezpieczeństwo partnera, smutek pustego domu i łóżka.
W naszym związku to Ania ogarnia sprawy zawodowe, finansowanie. Bez niej plan rejsu okołoziemskiego pewnie by się nie zaczął. Jacht i załoga odwdzięcza się pokazując jej, dobrej duszy, ciekawe rejony świata. Na co dzień energiczna menadżerka kilkudziesięcioosobowej firmy szyjącej uprzęże dla paralotni, a prywatnie kobietka o ogromnej ciekawości odkrywania świata.
I toczy się ten nasz los żaglowo - lądowy. Przywitania i pożegnania. Lotniska i porty. Pewnie z czasem los pozwoli wydłużyć czas wspólnego odkrywania nowych miejsc, a skrócić czas rozstań. Oby do tego czasu nie zwariować .
Na wszelki wypadek przed domem stoi jacht „Iga”. Jak arka Noego. Jak dobra zmiana już wszystko ukradnie, krewni królików zmarnują i roztrwonią, a ludożerka podpalać będzie cygara 500 złotowym banknotem, to Aniulka zapakuje na jachcik parę podstawowych sprzętów, w tym wytwornicę pary i przypłynie do mnie. A w katoliczkowie niech się dzieje co chce.
Tę relację zdjęciową poświęcam dla Aniuli - mojego dobrego ducha, na którego wcale nie zasłużyłem.
Pozdrawiam Redakcję i Czytelników
kpt. Tadeusz Staniul